piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział piąty: Trzeba umrzeć, aby zacząć żyć w pełni.

... Nie czuje już bólu - ani ciała. Unoszę się w nicości. Biel, która mnie otacza jest blada i pusta. Czy jestem w niebie? Umarłam? Jest tylko jedna odpowiedź - tak. Stoję w miejscu patrzę, nawet nie wiem na co ... wyobrażam sobie tatę i mamę, gdy byli razem - szczęśliwi. Widzę ją taką jak na zdjęciu: ma śliczny uśmiech i te duże błękitne oczy, które odziedziczyłam po niej. Tata stoi obok mamy otacza ją ramieniem, uśmiecha się. Patrzę przez dłuższa chwilę - na moich szczęśliwych rodziców. Nagle mój wzrok wędruje na chudą szyję mamy. Jest tam - srebrny medaliony. Lśni mocną bielą oślepiając moje oczu, dopiero wtedy dotykam miejsca, gdzie powinien być. Zniknął. Obraz z rodzicami też tylko ten magiczny przedmiot błyszczy jasnym światłem. Czuję jak zaczyna bić moje serce, tętno jest wyczuwalne. Podnoszę trupio - bladą rękę i dotykam miejsca gdzie wilkołak zadał mi cios. Rany nie ma- nawet śladu. 
...
Elficzka delikatnie podniosła powieki i od razu je zamknęła - była zbyt słaba. Ponowiła próbę kilka razy wtedy dopiero mgiełka przed oczami rozeszła się i widziała pomieszczenie. Była w swoimi pokoju: te same ściany, zasłony, zdjęcie rodziców - na nim zatrzymała się dłuższą chwilę. Tęskniła. Pojedyncza łza spłynęła po policzku i wyschła jakby ciało Mii było gorące. Dziewczynka po woli podniosła rękę do twarzy i dotknęła jej. Była rozgrzana jak piecyk - dlaczego? - pomyślała i ręka opadła jej na kołdrę.
...
- Kiedy się obudzi? - usłyszała Mianella.
- Nie mamy pojęcia - odparł męski chodź łagodny głos - To i tak cud, że przeżyła.
Tylko to dosłyszała i ponownie zapadła w sen.
...
Otworzyła zapuchnięte oczy i widziała przed sobą zamgloną postać. Zamknęła powieki i raz jeszcze je otworzyła. Widziała już wyraźnie; starszy (choć na jego twarzy nie było oznak wieku), rodzaju męskiego elf siedział wyprostowany patrząc prosto w błękitne oczy Bell. Miał długie, ciemnobrązowe włosy na czubku głowy spięte do tyłu. Jego szata była koloru szarobrunatnego, rękawy były długie lecz odsłaniały chude, blade palce. Na jednym z nich widniał srebrny sygnet ze słabo widzialnym wzorem. Mianelli wydawało się, że jest tam wzór medalionu, który dostała od mamy i własnie w tej samej chwili złapała się za szyje. Nie było go tam .... nie było!
- Spokojnie nie zgubiłaś go - powiedział elf znajomym głosem.
Mia położyła rękę na zielonej pościeli i powoli zaczęła sobie przypominać co się wydarzyło. Była bitwa między wilkołakami i zombie, a wampirami i elfami. Została ranna w brzuch i nogę i umarła.
- Jakim ...? - zaczęła ale elf jej przerwał.
- Odpowiedzi usłyszysz na zebraniu, a teraz chcę ci coś powiedzieć.
- Jakim zebraniu? Gdzie mój medalion ? Czemu żyję? - zadawała pytania bez przerw wytchnienia.
- Uspokój się. Proszę - powiedział elf kładąc rękę na jej ramieniu.
Dziewczyna usłuchała prośby i popatrzyła na jego dłoń na której widniał teraz widoczny medalion.
- Wiem co widzisz - zaczął zabierając rękę - ale zacznę od początku. Jestem Elrond łowca i dowódca armii elfów. Nie wiem czy tata ci coś o mnie mówił - zamilkł na chwilkę  i czekał na jakąś odpowiedź, ale z ust elficzki nie wydobył się żaden dźwięk - jeśli nie to nic nie szkodzi. Może być to dla ciebie trudne ... jestem twoim dziadkiem - dokończył i czekał na reakcję ze strony Mianelli.
Bell nie mogą nic wykrztusić tylko szerzej otworzyła oczy. Miała przed sobą tatę swojej mamy. Swojego dziadka. Siedział tu, nie był wcale do niej podobny, jednak coś w jego oczach przypominało ją. Ten lekki niebieski błysk na szarawych tęczówkach. Mia poczuła jakieś uczucie do tego elfa, coś  mówiło, że jego przybycie zmieni jej życie, ale czy na dobre? Ta lekka nuta niepewności męczyła ją. Jednak teraz chciała dowiedzieć się jak najwięcej, dlatego kiwnęła głową w geście "proszę mów dalej".
Elrond rozumiejąc zaczął ponownie.
- Przyjechałem tutaj z królową elfów Rosalindą i jej synem Legolas'em, gdyż dostaliśmy wiadomość, że zostałaś śmiertelnie ranna i umierasz. Przybyliśmy tu w dwa dni po wezwaniu i pierwsze co usłyszeliśmy to " ona żyje, myśleliśmy, że umiera, ale nie". Było to bardzo dziwne i gdy tylko cię ujrzałem byłem pewien. Moja córka Ellis'a dała ci ten medalion nie na darmo, w środku znajdował się magiczny dar elfów. Nie tylko ziemi, ale również natury i stanu ducha. Ten potężny dar wskrzeszał ze zmarłych, nawracał życie i dawał magiczne moce. Innymi słowy zostawił piętno na twojej duszy. Jesteś naznaczona i nieśmiertelna*.
Te słowa uderzyły w elficzkę jak grom z jasnego nieba, a w jej głowie kłębiły się tysiące pytań.
- Skąd ten dar wziął się w tym medalionie? - zapytała nadal niedowierzając.
- Medalion przekazywany jest od kilku tysięcy lat z pokolenia na pokolenie. Ellis dostała go od swojej mamy, w przed dzień jej ucieczki z twoim tatą, tobie oddała go w dniu swojej śmierci. Ty już nikomu go nie dasz jest twój. Na zawsze. Medalion wybrał ciebie i tylko ty umarłaś przez brutalny cios od wroga. Inni przeżyli swoje lata i odeszli do królestwa białych cieni albo byli za słabi żeby przejąć moc. Magiczny medalion sam wybiera sobie powiernika jego mocy.
- Wybrał mnie - wypowiedziała te słowa ze zdziwieniem - To jest po prostu niemożliwe
- Uwierz mi jest tak naprawdę - powiedział Elrond - Jeśli mi nie wierzysz możesz zapytać królową.
Dziadek Mii wstał i ruszył ku wyjściu.
- Ach byłbym zapomniał twoja przyjaciółka Olivia zostawiła ci nowe ubrania. Strasznie się o ciebie martwiła dlatego posłałem ją aby uszyła coś nowego i proszę już są gotowe. Gdy już się ubierzesz i tak dalej to przyjdź do gabinetu pana Richard'a - dodał wychodząc z pokoju i zostawiając Mię samą.
Elficzka leżąc pod ciepłą kołderką zastanawiała się dlaczego medalion wybrał ją. Nie była wcale jakaś nadzwyczajna, mogła przecież zginąć, nie miała dla kogo żyć lecz teraz prawdopodobnie ma dziadka i może jeszcze jakąś rodzinę o której nic nie wie. Czy jednak będzie miała tyle dobrej woli i sił aby ich poznać? Oni nie przyszli na pogrzeb mamy, gardzili nią i nienawidzili jej ojca. Co więcej mogli znienawidzić ją i tylko udawać, że obchodzi ich Mianella teraz, gdy jest naznaczona i nieśmiertelna. Te wszystkie myśli kłębiły się w głowie Bell nie dając jej spokoju. Cokolwiek zamierzała zrobić zostawiła na późniejszy plan teraz jednak wolała dowiedzieć się więcej i zobaczyć medalion.
Wstała więc z łóżka i czuła w sobie ogromną siłę. Rany, które miała zagoiły się i nie było po nich ani śladu tak więc na twarzy dziewczyny zawitał uśmiech i nowe życie. Podeszła do szafy i otworzyła ją tam jej oczom ukazały się nowe, kolorowe ubrania. Kilka par spódniczek wisiało na wieszakach, wiele różnorodnych bluzek ułożonych było na półkach, spodni nie wiadomo ile i każde inne, a butów co do groma. Mii oczy zaświeciły na ten widok zaczęła przeglądać każdy nowo uszyty strój. Po kilu nastu minutach szperania w szafie w końcu wybrała odpowiedni strój. Była to bladoróżowa bluzeczka z koronką na plecach i biała prosta spódniczka do uda. Elficzka najpierw poszła wziąć prysznic oczywiście nie spotkała nikogo w salonie (było coś około południa). Po rześkiej kąpieli ubrała się, uczesała niesforne blond (jeszcze mokre) loki i pomalowała lekko rzęsy tuszem. Była prawie gotowa wybrała trampki koloru liliowego i wyszła z pokoju.

*

Ciepły wiatr otulał jej gołe ramiona i owiewał delikatną twarz. Czuła się jakby pierwszy raz zaznała prawdziwej rozkoszy. Cieszyła się, że żyje ale nadal nie potrafiła uwierzyć w ten cud. Medalion, który ją wybrał był teraz jej jedynym oczkiem w głowie. Przez całą drogę do gabinetu pana Richard'a myślała tylko o nim. Dziadek wyznał jej coś niecoś, ale Mii to nie wystarczało chciała wiedzieć więcej i wolała mieć medalion przy sobie. Nigdy go nie ściągała i wolałaby aby tak zostało. Kilkanaście minut później stanęła przed dębowymi drzwiami do gabinetu władcy miasta. Nie wahała się ani chwili tylko weszła do pomieszczenia, w którym byli już władcy: Richard i Arthur jej dziadek i dwie nieznane jej postacie. Były to elfy. Jedna z nich piękna pani o jasno -bladych, długich włosach uśmiechnęła się na jej widok i wstała ukazując swoją szczupłą sylwetkę zakrytą jedwabiście, białą suknią zakrywającą stopy. Na szyi elficzki wisiał kryształowy, skręcony wisiorek o świetlistym kolorze. Mianella domyśliła się, że jest to królowa elfów, która przybyła do Vaieres. Obok niej stał młodzieniec o jakże jasnych i długich włosach z pięknymi, błękitnymi oczami. Ubrany był w długi zielonkawy płaszcz spięty pasem przy którym widniał długi, srebrny miecz. Mii wydawał się być dostojnym księciem brakowało mu tylko korony.
- Witaj Mianello - powiedziała jasnowłosa elficzka - Jestem królową elfów, a to mój syn Legolas - tu wskazała na młodego elfa, który kiwną głowa w geście powitania - przybyliśmy tu aby opowiedzieć ci o magicznym medalionie i o zagrożeniu od strony wrogów.
- Jakich wrogów? - przerwała Bell.
- Wilkołaki nasi odwieczni wrogowie, a ten kto cię ugryzł to Ella Moon ich księżniczka. Zabijając cię nie wiedziała, że masz na sobie medalion, a teraz gdy o tym wie będzie chciała odebrać ci tę moc.
- Przecież jestem nieśmiertelna i nie da się jej odebrać, prawda?
- Jest jedna jedyna możliwość odebrać moc może osoba, która zabiła - powiedziała z nutką grozy królowa.
- Spokojnie, nie uda się jej tego zrobić - dodał Legolas podnosząc Mianellę na duchu.
- Jeśli zabiła mnie za pierwszym razem to za drugim też.
- Dlatego będę cię szkolił, abyś umiała się obronić - powiedział syn królowej siadając na jednym ze skórzanych foteli.
- Nie wiem czy to coś da, ale dobrze, zgadzam się.
Legolas uśmiechnął się do niej, a Bell zarumieniła się i odwróciła wzrok.
- A medalion ? Mogę dostać go z powrotem? - spytała.
- Oczywiście, należy do ciebie - odpowiedziała królowa Rosalinda wyciągając ze swojej sukni srebrny medalion i podając go dziewczynie.
- Dziękuje. Znam już jego historię, opowiedział mi ja dziadek wiem, że nigdy się nie otworzył i był dawany z pokolenia na pokolenie.
- Dobrze, możesz już iść lecz pamiętaj dopóki nie będziesz gotowa nie przekroczysz granicy miasta, a na razie przyzwyczaj się do bycia nieśmiertelną.
- Mmmm... niech będzie - zgodziła się elficzka i wyszła z gabinetu.

*

Mianella siedziała patrząc na Błękitną Lagunę obok niej leżała rudowłosa Olivia. Było cicho jak zawsze o tej porze. Mia rozmyślała o swoim nowym życiu, a Olivia o Jackobi'e który był na łowach. Bała się o niego - nie był wyszkolony sam się zgłosił, aby pomścić poległego ojca. Czuła coś do wampira, ale nigdy mu tego nie wyznała bała się, przyjaźń ta była czymś więcej i nie chciała tego popsuć.
- O czym myślisz? - spytała Olivia elficzkę.
- A jak myślisz?
- O nieśmiertelności. Nie bój się nie zostaniesz na tym świecie sama.
- Skąd takie przypuszczenie, że myślę własnie o tym?
- Każdy o tym myśli. Żyjesz całe wieki, a najbliżsi umierają a ty zostajesz sama jak palec. Nawet wampiry po kilku epokach są słabsze i łatwiej je zabić więc ...
- Ach dziękuje ci za to pocieszenie - zaśmiała się Mia - Ciągle się zastanawiam czemu wybrał mnie - mówiąc to złapała za wisiorek - Czy naprawdę jestem nadzwyczajna lub ważniejsza od innych elfów?
- No wiesz ... pojęcia nie mam, ale jedno jest pewne wolę jak jesteś tu przy mnie - powiedziała podnosząc się i przytulając przyjaciółkę.
Dziewczyny siedziały tak patrząc na Błękitną Lagunę, gdy nagle ktoś oplótł je twardymi, długimi ramionami.
- Jak leci?
- Jackob ... hej jak tam było na łowach? - spytała uradowana Olivia.
- Ciężko, dużo wilkołaków szły prosto na miasto ... była wśród nich Ella Moon.
- Szukała mnie, prawda? - spytała zdenerwowana Mia.
- Niestety tak, ale Alex walczył z nią zacięcie i poranił jej stopy. Uciekła razem z watahą
- Och nie wspominaj mi o nim - powiedziała Mia krzywiąc usta.
- Nie rób tak ... - skarciła ją przyjaciółka uderzając w ramię.
- Oj nie czepiaj się Mii - wtrącił Jackob - Nie wiem jak wy, ale ja głodny jestem?
- Tak mnie zapraszasz na kolację? - oburzyła się wampirzyca.
- No wiesz Jackob nie potrafi być bardziej romantyczny - zaśmiała się elficzka wstają - Na mnie już pora. Zostawiam was moje gołąbeczki, ach z tego wszystkiego zapomniałam wam podziękować za szafę pięknych ubrań - dodała.
- Nie ma za co, przynajmniej dobrze wyglądasz - powiedział Jackob puszczając jej oczko, na co Olivia szturchnęła go w ramię - No co? - spytał ze śmiechem.
- To ja już pójdę, smacznego - powiedziała Bell zostawiając wampirów razem.
Bell wróciła do kwatery elfów ziemi. W salonie nie było nikogo więc udała się do swojego pokoju. Na korytarzu było ciemno- tylko nikłe światełko wydobywało się z pod jednych drzwi. Te pomieszczenie zawsze był puste - pomyślała Mia. Podeszła do drzwi i pchnęła je lekko - bijące światełko natężyło się i ukazało obszerne pomieszczenie. Kolor ścian był lekko zielonkawy, a skrzypiąca podłoga dębowa - właśnie ten dźwięk rozszedł się po całym pokoju. Mia zlękła się, ale weszła do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Wielkie królewskie łoże stało na środku przy oknie stała tyłem wysoka, smukła postać. Mia chciała się cofnąć lecz usłyszała:
- Zostań - był to głos Legolas'a - Miło mi, że przyszłaś.
- Yyyy ... to twój pokoju? Jesteś elfem ziemi? - spytała zmieszana Bell.
- Tak - powiedział odwracając się w jej stronę. W tej chwili światło padło prosto na jego twarz, błękitne oczy zabłysł, a Mianelli wydały się jak dwa śliczne szafiry.
- Kiedy zaczniemy szkolenie? - spytała nie mogąc oderwać wzroku od tych przyciągających oczu.
- Możemy jutro około południa - odpowiedział siadając na łóżku - Ale najpierw chciałbym się o tobie czegoś dowiedzieć. Chociaż i tak wiem dużo to nic nie szkodzi, by wiedzieć więcej - dodał ze słodkim uśmiechem.
- A co byś chciał wiedzieć?
- Czemu tu weszłaś? Ile potrafisz wytrzymać wyciskając siódme poty i jak się czujesz być nieśmiertelną ?
- Byłam ... po prostu ciekawa - odparła miętoląc kawałek bluzki.
- No to już coś więcej wiem - zaśmiał się poprawiając płaszcz - A jak długo wytrzymasz na treningu?
- Mmm długo - zrobiła przerwę i podeszła do okna - Nieśmiertelności trochę się boję.
- Moja babcia mi zawsze powtarzała, że trzeba umrzeć, aby zacząć żyć w pełni - powiedział przyglądając się leżącej obok niego srebrnej strzale.
- Ale to się chyba tycz krainy białych cieni - spostrzegła elficzka.
- Tak, ale to jest odpowiedź na twój problem - rzekł Legolas wkładając strzałę do kołczanu.
_________________________________________________________________________________

*nieśmiertelność nie istnieje u elfów. Elfy żyją 2000 lat po czym odchodząc do krainy białych cieni. Medalion to u elfów jedyna moc, która daje życie na wieki.
__________________________________________________________________________________
Witajcie ! Przepraszam za zwłokę, ale nie miałam weny. Tyle miałam wolnego i nic. Wiem, że ten rozdział jest nudny, ale z niego dowiedzieliście się coś niecoś o medalionie. Proszę o wasze opinie! Chcę wiedzieć czy to pisanie ma jakiś sens. A jeśli zobaczycie jakiś błąd napiszcie w komentarzu, bo mogłam niektórych nie zauważyć. Do następnego rozdziału ;)
KittyKat

piątek, 20 marca 2015

Rozdział czwarty: To było zbyt piękne, żeby było prawdziwe ...

 Rok później ...


Po bardzo długim i zbyt pięknym śnie dziewczyna otworzyła błękitne oczy. Leżała w swoim łóżku i zupełnie innym pokoju. Nie było on tak piękny jak w jej wyobraźni. Ciemne zasłony nie pozwalały promykom słońca dotrzeć do pomieszczenia, a ściany były lekko szare z niebieskimi paskami przy suficie. Elficzka wygramoliła się z puchowej (ciemno niebieskiej) pościeli i podeszła do okna - odsłaniając ciężką kotarę i wpuszczając jasne słońce.
- To było zbyt piękne, żeby było prawdziwe - powiedziała ze smutkiem na głos.
Popatrzała na wiszące na ścianie zdjęcie rodziców. Mamy nigdy nie poznała -pozostał po niej tylko srebrny medalion- a tata zginął pięć miesięcy po tym jak przyjechała pierwszy raz do Vaieres. Po tej tragedii - stała się skryta i nie potrafiła już rozmawiać z nikim. Zatraciła się w walce, ćwiczeniach i zamyśleniach. Była sama i nie chciała by ktokolwiek ją pocieszał. Od śmierci ojca robiła to samo - wstawała, ćwiczyła, jadła,walczyła i od niedawna zaczęła wyjeżdżać na polowania. Miała też problemy ze spaniem, ale elfy stanu ducha pomogły jej i zaczęła spokojnie sypiać. Takie właśnie życie wiodła od kilku miesięcy. Mia podeszła do dębowej szafy i ubrała się w błękitną (kolor żałoby) luźną bluzkę na ramiączkach i jak zawsze czarne leginsy. Włożyła trampki i podeszła do lustra. W gładkiej tafli pojawiła się jasnowłosa dziewczynka z mocno podkrążonymi błękitnym oczami i blado trupią twarzą. Elficzka chwyciła cienie i pomalowała powieki na ciemny odcień podkreślając eyeliner'em oczy - potrafiła już sama się pomalować dzięki Olivii. Była dla niej jak siostra - przez te kilka miesięcy próbowała pocieszać zatraconą w żałobie i smutku Mię, ale na próżno dziewczyna odtrącała pomocną dłoń. Chociaż dziewczyny nie rozmawiały, nie śmiały się tylko leżały na łące za miastem patrząc na Błękitną Lagunę (którą pokazała jej wampirzyca) w głębokiej ciszy to jednak coś je złączyło i sprawiło, że z czasem się zaprzyjaźniły.Rozmawiały. Jednak była to więcej niż przyjaźń - siostrzana  miłość. Zrozumiały, że mogą sobie ufać i na siebie liczyć nawet w bardzo trudnej sytuacji. Olivia codziennie spędzała ten "cichy" czas z Mianellą co spowodowało, że elficzka zrozumiała, że nikt inny nie mógł by tak robić. Więc jedyna osobą z którą Mia rozmawiała był własnie wampirzyca z innym nawet nie chciała przebywać. Po uczesaniu w kok niesfornych, roztrzepanych włosów Bell zeszła do salonu. Nie było w nim żywego ducha.
- Norma. Głodna jestem - powiedziała do siebie po czym ruszyła ku wyjściu.
Wiosenny wiaterek otulał jej zmęczoną twarz i gołe ramiona. Bell wyszła z rzędu 1 i ruszyła do 2 budynku C (stołówki elfów). Rozmyślała przy tym o swoim śnie. Czemu po raz kolejny jest w nim on? - zapytała samą siebie w duchu. I czemu zawsze mnie podrywa? Nienawidzę tego zadufanego w sobie wampira. Nie ma w nim nic co bym mogła pokochać. Dziewczyna dotarła do stołówki, która o tej porze była pusta - własnie dlatego Mia wstawała około południa, kiedy każdy był zajęty swoją pracą - i zjadła śniadanie. Po czym wyszła i ruszyła na trening. Na początku, gdy przybyła do Vaieres trenował ją Alex, ale po śmierci ojca Mia ćwiczyła sama w opuszczonej, starej siłowni na końcu miasta. Po piętnastu minutowym biegu, który był rozgrzewką przed ćwiczeniami Mia stanęła przed szarym (jak wszystkie w tym mieście) budynkiem. Weszła przez tylne okno - drzwi był zamurowane - do małej, ciemnej sali z bieżnią, workiem treningowym i sztangą na której był obciążniki ważące po 2 kilo. Zaczęła jak zawsze od rozciągania przy którym analizowała swoje sny.
- Dlaczego ugryzł mnie zombie i pozostawił niegojącą się ranę? - zapytała sama siebie - Nigdy o tym nie słyszałam. No, ale nie ważne czas potrenować - zagoniła sama siebie i zaczęła walić w ciężki worek treningowy. Na początku uderzała lekko i zgrabnie potem zaczęła walić jakby miała przed sobą coś czego nienawidziła. Po kilkunastu minutach przestała i opadła z sił. Ręce pulsowały jej od mocnego uderzenia, a z czoła lał się pot. Czuła jak spada jej cała energia jak traci zmysły - nic nie słyszała, nie czuła - tylko myślała. Co się ze mną dzieje? - powtarzała w głowie. Nagle ściany pokoju zrobiły się białe, a dokoła niej zaczęła unosić się mgła i jak grom z jasnego nieba pojawiły się zombie. Ich ciała rozpadały się, ale one szył przed siebie - tak jakby to nie miało dla nich znaczenia - prosto na wysoki mur miasta Vaieres. Cała scena zniknęła tak szybko jak się pokazała i wszystko wróciło do normy. Tylko Mia siedziała oszołomiona nie mogąc się ruszyć. Siedziała dłuższą chwile zanim dotarło do niej, że miasto jest w niebezpieczeństwie. Zerwała się szybko na nogi i wyskoczyła z budynku biegną na najbliższe wejście muru. Lecz gdy tylko wytknęła głowę za niego nie zobaczyła żadnego zombie, nic. Zszokowana ruszyła jak najszybciej do budynku władców Vaieres i w niecałe 10 minut już była przy nim.
- Za chwile miasto otoczy istne gniazdo zombie! - krzyknęła wkraczając do gabinetu Richard'a.
- O czym ty mówisz? - zdziwił się wampir - O ile wiem nikt ze stróżujących nie widział wroga.
- Widziałam na własne oczy! - krzyknęła podchodząc do biurka.
- Jesteś przemęczona i samotna - zaczął, ale elficzka od razu mu przerwała.
- Nie jestem przemęczona!
- Masz problemy ze snem, snujesz się po mieście jak cień i z nikim nie rozmawiasz, dlatego to ci się przewidziało - uspokoił ją.
- Po pierwsze: teraz już sypiam, po drugie skąd pan o tym wie, po trzecie ja naprawdę to wiedziałam proszę mi nie wmawiać, że jestem dziwolągiem!
- Uspokój się i połóż, odpocznij - poradził podchodząc do niej - Powiem elfom ducha, żeby dali ci jakieś mocne napary z ziół - dodał klepiąc ją pokrzepiająco po ramieniu.
- Obejdzie się - odwarknęła wychodząc.
Trzasnęła drzwiami i wybiegła na świeże powietrze.
Biegła ile sił w nogach w stronę kwatery efów. Wpadła do budynku jak burza i pomknęła schodami do pokoju. Rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać. Łzy spływały po jej policzkach mocząc poduszkę. Mia już dawno nie płakała coś w niej pękło pozwalając uwolnić cały żal i smutek - uważali ją za dziwoląga. Wcale taka nie była, naprawdę widziała wroga. Po paru godzinach usnęła zmęczona płaczem śniąc o rodzicach.

*

Obudziła się tak bezbronna, samotna i obolała. Wygramoliła się z pościeli i podeszła do lustra - światło księżyca padało prosto na jej twarz. Miała przekrwione oczy od nadmiernego płaczu, włosy przyklejone do policzków i nabrzmiałą wargę. Podeszła do okna i otworzyła je chcąc odetchnąć świeżym powietrzem lecz to co zobaczyło zmroziło krew w jej żyłach. Na murach stały uzbrojone wampiry strzelając do czegoś za ogrodzeniem. Mia od razu przypomniała sobie o zombie. Złapała stojące w rogu pokoju strzały, łuk i popędziła z pomocą. Na dworze przy głównej bramie w gotowości czekały elfy ziemi i natury. Czekały na odpowiedni moment zniszczenia zombie. Wampiry musiały najpierw pozbawić mocy zombie, a potem elfy wkraczały do akcji niszcząc je w popiół. Wszyscy stali i słuchali przełożonych. Mia zauważyła stojącą na środku Nitę i dwóch innych elfów rodzaju męskiego. Jeden miał na głowie srebrny hełm, który mienił się w blasku księżyca - był to przełożony elfów natury. Obok niego zobaczyła wysokiego, szczupłego młodzieńca. Miał długie, blond włosy i prześliczne (tak pomyślała Bell) błękitne oczy. Obok niego czujny i gotowy stał śnieżnobiały koń. 
- Mianella jesteś - zauważyła Nita, a głowy wszystkich obecnych zwróciły się w jej stronę - Omawiamy plan działania - dodała. 
- Z chęcią pomogę - odparła podchodząc do zgromadzenia - Jaki jest plan?
- Elfy natury będą na zachód od głównej bramy my na wschód. Wampiry podzieliły się podobnie, więc do niech dołączymy. Elfy stanu ducha są na murach pomagają łucznikom z Vaieres. Naszym zadaniem jest tylko zniszczyć zombie. Przypominam elfy ziemi znajdują się jak najdalej od wilkołaków. To na mury - rozkazała.
Wszyscy wbiegli na mury i zaczęli z nich przeskakiwać na druga stronę prosto w wygłodniałe zombie. Mia podążyła w raz z nimi i zanim spostrzegła była w śród przerażających potworów. Naciągnęła łuk i zaczęła strzelać do gnijących wrogów. Trafiła jednego w brzuch, drugiego w ramię - pozbywała ich mocy. Wiedziała, że musi działać, przełożyła łuk przez ramię i podbiegła do rozpadającego się zombie i położyła na nim dłonie  - tak jak się uczyła. Zaczęła mówić na głos elfickie słowa: "Dem benem ferem" co oznaczało zmień się w proch i zombi, który jeszcze przed chwilą tu był zmienił się opadający delikatnie na ziemie proch. Podeszła do drugiego i zrobiła to samo: popiół. Tak zniszczyła kilka zombie, lecz ciągle nadchodziły nowe - silniejsze. Elfy powoli tracił moc, a wrogów ciągle przybywało. Wilkołaki otrząsnęły się z hipnozy i zaczęły walkę. Wampiry miały coraz więcej roboty, a elfy coraz mniej mocy. Walczyli wszyscy z miasta Vaieres: począwszy od kilku letnich dzieci do kilkusetnych dorosłych. Osiemnaście mieszkających tam elfów również zmagało się z wrogami. Wszyscy bronili swojego domu. Mia zabiła kolejnego rozpadającego się zombie i zaczęła strzelać z łuku - pomagając innym. Adrenalina buzująca w jej żyłach maskowała ból, który zadały potwory. Walczyła tak zaciekle skupiona tylko na zombie, że nie zauważyła kiedy coś zwaliło ją od tyłu na kolana.Obróciła się na plecy gotowa do walki, kiedy zobaczyła swojego rywala. Był to śnieżnobiały wilkołak o zielonkawych oczach. Wlepiał w nią ślepia i trzymał ciężką łapę z pazurami na jej nodze z której teraz ciurkiem ciekła krew. Mia chwyciła strzałę, którą upuściła i teraz miała obok siebie i zadała cios. Niestety, wilkołak był przebieglejszy od niej: złapał strzałę drugą łapą tylko lekko się kalecząc. Odrzucił ją i wbił pazury w brzuch elficzki. Ból, który poczuła był niedoniesienia: ostry i przenikliwy. Bluzka, którą miała na sobie stała się czerwona, a z ust powoli wydobywała się krew zalewając płuca. Mia nadal patrzyła na zielone ślepia śnieżnobiałego wilkołaka i powoli położyła rękę na srebrnym medalionie od mamy. Chciała poczuć go ostatni raz ....przed śmiercią. 

___________________________________________________________________________________
Witajcie czytelnicy! Nie było mnie tu prawie dwa miesiące. Niestety zabrakło mi weny i czasu. Lecz udało mi się coś wymyślić. Nie wiem na ile wam się to spodoba, ale trochę pozmieniałam historię. Może wam wytłumaczę. Rozdział pierwszy został i jest początkiem, ale drugi i trzeci to sen Mianelli Bell. Elficzce to wszystko w tych dwóch rozdziałach się śni, chociaż niektóre, rzeczy są prawdą. Jestem pewna, że będziecie wiedzieć które. Kolacja z Alexandrem i te sprawy z nim związane - wszystko to się jej śni. Znak na ręku też. Rozdział czwarty to rzeczywistość. Rok później. Ojciec Mii zginął 5 miesięcy po przyjeździe do Vaieres. Dziewczyna została sama. Zaprzyjaźniła się z Olivią.
Tak więc przedstawiłam wam nowy pomysł. Mam nadzieję, że się spodoba. Piszcie komentarze. Musze wiedzieć co sądzicie. Do następnego rozdziału - KittyKat 

wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział trzeci: Oblicza Alexandra

Mia obudziła się, gdy słońce było wysoko na niebie. Promyki słońca zaglądały do pokoju przez białą firankę padając na bladą twarz dziewczyny. Elficzka rozglądnęła się po pokoju - nadal nie mogła uwierzyć, że jest w Vaieres - i wygramoliła się z pod cieplutkiej pościeli. Podeszła do okna i otworzyła je - wpuszczając ciepłe, powietrze - potem skierowała się pod wielką drewnianą szafę. Po  otworzeniu Mia znalazła tylko w jej wnętrzu biały ręcznik w fioletowe kropki. Przerzuciła sobie go przez ramię i podniosła z podłogi ciemne spodnie po czym je włożyła. Bell wyszła na korytarz, w którym teraz było pełno światła - ciemne, ciężkie zasłony zostały odsłonięte - i zeszła na dół. W salonie zastała kilka nowych osób - mianowicie elfów. Wszyscy patrzyli na płonącą ze wstydu dziewczynkę. " Czemu się tak gapią" - zapytała w myślach sama siebie i odruchowo przejechała palcami po twarzy.
- Witamy w kwaterze elfów ziemi - powiedziała uśmiechnięta kobieta o długich (jak każdy elf) kruczoczarnych włosach - Jestem Nita przełożona elfów w tej kwaterze - dodała wyciągając dłoń na powitanie. Była ubrana w ciemne spodnie i żółtą bluzkę na krótki rękaw, na szyi miała zawieszony medalion w kształcie nasionka z wygrawerowaną literką "Z" - znak elfów ziemi. Włosy spięte odsłaniały złoty znak łowcy.
- Miło mi jestem ... - urwała domyśliła się, że już ją znają.
- Wiem kim jesteś - uśmiechnęła się szerzej Nita - i bardzo się cieszymy, że w końcu cię poznamy.
- A skąd mnie znacie? - zdziwiona usiadła na jednym z foteli.
- Twój tata nam o tobie wspominał, ale to nie jest istotne - powiedziała - Ważne jest tu i teraz więc może cię z każdym zapoznam - dodała i usiadła na przeciwko Mianelli.
- Dobrze - zgodziła się Bell kiwając przy tym głową.
- To jest Ben - Nita wskazała na stojącego przy schodach wysokiego mężczyznę o długich, ciemnych włosach do pasa. Elf ukłonił się i skrzyżował ręce na piersi. - Tam siedzi Ellie inaczej "szerszeń" - zaśmiała się - To moja prawa ręka Amy - dziewczyna uśmiechnęła się i przerzuciła złoto-brązowe włosy za ramię odsłaniając znak łowcy. - To są prawie wszyscy - dokończyła Nita.
- Prawię ?- zdziwiła się Bell.
- Jest jeszcze syn królowej Rosalindy władczyni elfów. Tylko, że Legolas przyjeżdża do miasta raz na jakiś czas.
- Dlaczego i czemu jest was tylko piątka? - zapytała coraz bardziej zaciekawiona Mia.
- Nie lubi wampirów - powiedziała - Z tobą będzie szóstka dopełnienie łowców z rodzaju ziemi - powiedziała z dumą.
- Mhhmm ... nie za bardzo rozumiem? Jakie dopełnienie? - spytała lekko się rumieniąc.
- Z każdego rodzaju elfów: ziemi, natury, stanu ducha jest sześć łowców, wszystkich razem jest osiemnaście. To nasza armia i pomoc dla wampirów. Zawsze na polowanie lub wyprawę jedzie dwójka elfów z każdego rodzaju, aby niszczyć zombie, czarować wilkołaki i leczyć rany. Wampiry tego nie potrafią więc muszą zabierać nas ze sobą. Kwatery to nasze domy w tym mieście. Tutaj ćwiczymy jak walczyć i niszczyć, a także leczyć. Każdy rodzaj ma inne zadanie: elfy stanu ducha leczą, elfy natury czarują hipnozą wilkołaki, a naszym zadaniem jest niszczenie zombie.
- Jak to czarować hipnozą? - kolejne pytanie wyrwało się z ust Mii.
- Jak jest walka, a wampiry zajmują się zombie to wilkołaki trzeba zahipnotyzować, aby nie pomogły gnijącym bestią - wytłumaczyła Ellie - Wyprzędę twoje pytanie wampiry hipnotyzują, ale wilkołaki mają osłonę, którą przebić mogą tylko elfickie czary - powiedziała wstając - Na mnie już pora idę poćwiczyć - machnęła ręką idąc w kierunku drzwi - ach radzę ci się nie spóźnić ... chociaż nie już się spóźniłaś - dodała wychodząc.
- O matko - krzyknęła oszołomiona Bell zrywając się z fotela - Która jest godzina?
- Dokładnie 12.30 - odpowiedziała Nita.
- Muszę już iść mam znaczy powinnam mieć teraz zajęcia z Alex'em w rzędzie 4 w budynku B i kompletnie o tym zapomniałam - powiedziała biegnąc do drzwi. Rzuciła coś w stylu "Do zobaczenia po czym wyszła. Po południowe powietrze owiewało jej twarz dodając sił w szybkim biegu. " Będzie na mnie wściekły" - myślała. Biegła tak szybko, że nie czuła bicia własnego serca. Wydostała się z rzędu 1 i biegła wzdłuż wszystkich "ulic". Słońce świeciło jej prostu w twarz więc musiała mrużyć oczy, by cokolwiek zobaczyć. Biegnąc poczuła głód i uświadomiła sobie, że od śniadania w swoim domu nic nie miała w ustach i zaczęły opadać jej siły. Po 10 minutach bardzo szybkiego biegu w końcu skręciła w rząd 4. Minęła budynek A, a potem znalazła się przy B - szczęśliwa, że przestała biec. Przystanęła, wciągnęła powietrze - uspokajając  trochę w swoje mocno walące serce - i otarła pod z czoła. Była gotowa wejść. Pociągnęła za klamkę i weszła do środka. Była to duża, przestrzenna sala z bieżniami, matami do ćwiczeń, workami treningowymi, ciężarkami i ringiem do walki, który był na środku pomieszczenia. Na nim też walczył przystojny, umięśniony i mokry od potu Alex. Uderzał swojego przeciwnika tak mocno, że ten chwiejąc się upadł z hukiem na podłogę. Na sali było kilku wampirów - wszyscy mokrzy i zdeterminowani. Elficzka stała przyglądając się wszystkiemu, kiedy napotkała jarzące czerwienią oczy, które już znała - Alex stała patrząc na nią ze złością.
- Miałaś być o 10.00! - krzyknął schodząc z ringu - Pierwsza zasada: punktualność!
- Zapomniałam - przyznała się.
- Zapomniałaś?! Następnym razem jeśli się to powtórzy zapomnisz o byciu łowcą! - krzyczał wściekły wampir.
- Nie można przestać być łowca - odpowiedziała spokojnie Mia.
Alexander podszedł do niej i złapał za chude nadgarstki.
- Jeśli nie będziesz przestrzegać zasad to nie będziesz łowcą ani strażnikiem!
Mia wyszarpała się z rąk Alexa i wzięła się na odwagę. Uderzyła Weyland'a w brzuch. Chłopak zaskoczony zgiął się w pół łapiąc za bolące miejsce w tedy dziewczyna podcięła mu nogi i wampir zaskoczony i obolały upadł na zakurzoną podłogę.
- Nadal uważasz, że nie będę łowcą? - spytała.
- Nieźle Alex, nowa położyła cię na łopatki - zaśmiał się jakiś chłopak, który walił w worek treningowy.
- Zamknij się! - uciszył go Weyland - A ty chodź - powiedział do Mii podnosząc się z podłogi.
Wyszli razem z budynku na świeże powietrze. Alex przysiadł na kamiennej drodze aby dojść do siebie po ciosie, a Mia stała patrząc na mur otaczający miasto. Minęło kilka minut kiedy usłyszała z ust Alexa.
- Przepraszam - wymamrotał - Nie chciałem krzyczeć.
Mia stanęła jak wryta patrząc na Alexa. Jego kruczoczarne włosy przykleiły się do spoconego czoła, a wyraziste czerwone oczy wpatrywały się w ziemię. Jego mięśnie były napięte gotowe do uderzenia ale dla elficzki wydawały się delikatne i przyciągające. "Co jest ze mną nie tak" - pomyślała i zarumieniła się bowiem przypomniała sobie, że wampiry czytając w myślach.  "Powinnaś się go bać, on jest wampirem może zrobić ci krzywdę" - tłumaczyła sobie w myślach Mia.
- Kiedy zacznę szkolenie - spytała.
- Jeśli chcesz możemy zacząć teraz - powiedział wstając i otrzepując krótkie spodenki - tylko nie w sali ćwiczeń. Chodźmy.
Ruszyli razem w stronę muru. Szli wzdłuż niego w całkowitej ciszy, która strasznie męczyła elficzkę. Dziewczyna lubiła przebywać sama, ale nie znosiła ciszy. Wtedy biegała po lasach, łąkach i nasłuchiwała śpiewu ptaków, szumu drzew byle by tylko nie zapadła cisza. Gdy była z ojcem rozmawiała z nim o wszystkim i o niczym, ale nigdy nie zdarzyło się aby zabrakło tematu. Każdą spędzoną z nim chwilę bardzo ceniła i nigdy nie zapomniała. Jednak ojciec mało wspominała o jej mamie, dlatego też dziewczyna wiedziała tylko parę istotnych faktów takich jak: co lubiła, jak się poznali i to że podarowała jej srebrny medalion. O swoich dziadkach od stron matki nie wiedziała zbyt dużo i wolała aby tak zostało - w końcu nienawidzili jej i pana Jacka. Bell szła obok przystojnego wampira rozmyślając o tacie - miała świadomość, że został sam i siedzi w swoim fotelu przy kominku czytając jedną z licznych w jej domu książek - i bardzo za nim tęskniąc.
- Brakuje ci go? - zapytał przerywając myśli Mianelli.
- Jak możesz! - oburzyła się.
- No co?! To moja natura - odparł nonszalancko.
Mia uspokoiła się  i weszła na mur idąc przed siebie.
- Tęsknie za nim - powiedziała - Ale chciałam opuścić Heleser, a tata dał mi taki wybór.
- Rozumiem.
- Dokąd idziemy? - zapytała Bell idąc na krawędzi muru (jak robiła to kiedyś) z rozpostartymi ramionami aby zachować równowagę.
- Poza miasto na łąkę - powiedział patrząc na elficzkę. W jego oczach widział dziewczynkę z blond warkoczykiem bawiącą się w zachowanie równowagi - co jednak mu się spodobało. Ta dziewczyna coś w nim ruszyła, coś co ociepliło mu niebijące serce. Przy niej czuł, że żyje. Mia odwróciła się do niego z uśmiechem, a on odwzajemnił się tym samym. Elficzka stawiała stopę po stopie na krawędzi muru, kiedy nagle lewa noga ześlizgnęła się z nierównego kamienia i Mianella zachwiała się spadając w dół. Alex widząc to z wampirzą szybkością złapał Bell w locie także dziewczyna nie doznała przykrego spotkania z chodnikiem. Mia poczuła zimne, delikatne palce na plecach - miała na sobie bluzkę z dziurami - a ich oczy błękitne i rubinowe spotkały się zapominając o całym świecie.
- Dziękuje - powiedziała puszczając jego mocne ramiona.
- Do usług - uśmiechnął się zawadiacko.
Bell zarumieniła się.
- Idziemy w przeciwną stronę niż brama? - zdziwiła się - Jest jakieś inne wyjście?
- Widzę że nie jesteś dziewczyną za którą cię uważałem - przyznał - I tak są tajemne drzwi.
- A za jaką mnie uważałeś?- spytała z ciekawością.
- Za mięczaka krótko mówiąc, ale widzę że się pomyliłem - przyznał.
- No miło mi to słyszeć - odparła obrażona i znów weszła na mur.
- Tylko żebym znów nie musiał cię łapać - powiedział przeskakując stopnie schodów.
- Nie musisz za mną chodzic jak za dziekiem i tym razem nie będę szła na krawędzi - odparła idąc szybciej.
- Czemu? To całkiem fajne - przyznał ze śmiechem i zaczął chodzić po krawędzi muru tak jak przed chwilą robiła to Mia - Widzisz ja przynaj... - nie dokończył bo z hukiem spadł na ziemię - Auuć!
Mia odwróciła się w jego stronę i szybko zeskoczyła z muru.
- Nic ci nie jest? - zapytała z obawą że chłopak coś sobie złamał.
- Widzę, że ci na mnie zależy - odpowiedział unosząc czarną brew - To tylko taki żarcik.
Dziewczyna posłała mu wściekłe spojrzenie i pacnęła po głowie.
- Idiota - mruknęła idąc w wzdłuż kamiennej ściany muru.
- No, ale przynajmniej wiem czy ci na mnie zależy - odparł zawadiacko podnosząc się z ziemi.
- Nie zależy - odparła.
Chłopak dogonił ją i powiedział.
- Zależy, ja to wiem - podniósł znacząco brew do góry.
- To, że do ciebie podbiegłam nie znaczy, że mi na tobie zależy - prychnęła krzyżując ręce na piersi.
- Ale przybiegłaś i to się liczy - powiedział z wesołym uśmieszkiem na twarzy
- Daleko do tego przejścia? - zmieniła temat.
- Nie. Jak tylko skręcimy w lewo zobaczysz drzwi w murze.
- Serio?! Macie tajemne drzwi chociaż do miasta wejść można tylko bramą, to kretynizm -oceniła Mia.
- A co myślałaś, że wyjdziemy przez jakiś podkop!? - zapytał z drwiną.
- Nie! Ale po co nazywacie te drzwi tajemnym przejściem, skoro taki nie jest!
- Zobaczysz to zrozumiesz - rzekł i skręcił w lewo.
Mia poszła  za nim i zobaczyła drewniane drzwi średniej wysokości z mosiężną klamką, którą Alex właśnie nacisnął. Przejście otworzyło się ukazując dużo zieleni i kawałek błękitnego nieba.
- Zapraszam - wampir wskazał na drzwi.
Elficzka przeszła koło Alexa i wyszła poza gruby, kamienny mur prosto w zielone krzaki. Zdziwiona przedarła się na obszerną łąkę z której widok był na Błękitną Lagunę. Mia odwróciła się, a jej oczom ukazał się mur zarośnięty krzakami bez przejścia.
- I co teraz już wiesz skąd ta nazwa?! - zapytał z satysfakcjom.
- Nieźle - przyznała i ruszyła na przód - Jak tu pięknie!
- Jak mamy dość szarych budynków to przychodzimy tu odpocząć. To takie oderwanie się od rzeczywistości - powiedział Alexander przeczesując  kruczoczarne włosy.
Chłopak przypatrywał się blondynce, która była zachwycona pięknym widokiem. dziewczyna coraz bardziej mu się podobała, ale chłopak nie chciał tego ujawniać - nie był osobą która lubi ukazywać swoje uczucia, lubił samotność, ciszę był przeciwieństwem elficzki - wolał aby pozostało to jego tajemnicą.
- Może pokaże ci parę chwytów - zaproponował.
Mia ocknęła się z zamyślenia i przytaknęła głową. Alex pokazał jej jak zablokować atak zombie.
- Najpierw krzyżujesz ramiona i odpychasz napastnika - tłumaczył - Potem prawą ręką uderzasz go w szczękę - dokończył pokazując na "sucho" - Spróbuj powtórzyć.
Bell zrobiła tak jak tłumaczył wampir i powtórzyła to kilka razy.
- Wystarczy - nakazał - Teraz walka podstawowa.
- Podstawowa? To znaczy? - zapytała stając przed nim.
- To znaczy, że nauczę cię jak się obronić - rzekł stając w rozkroku - Uderz mnie! - rozkazał.
- Okey - odparła wiedząc, że go zaskoczy.
Stanęła z uniesionymi pięściami aby zmylić swojego napastnika i zamachnęła się ręką, ale uderzyła lewą nogą po między nogi zaskoczonego wampira, pod którym ugięły się kolana. Potem pięścią walnęła go w nos - zabolało nie tylko jego ale i ją - z którego zaczęła cieknąć stróżka krwi.
- Auuuu! - jęknął.
- Nie udawaj, nic cię nie boli - odparła z kpiną i satysfakcją, że go przechytrzyła - To tylko krew.
- Właśnie mogłaś złamać mi nos!
- Oj nie czujesz bólu, ogarnij się!
- Moja twarz musi być nieskazitelnie ładna, a nie połamana! Jeszcze z nią trochę pożyje!
- No tak musisz mieć czym wyrywać panienki - zakpiła z niego Bell - Dobra wstawaj miałeś mnie potrenować mazgaju!
- Co?! Mazgaju! Pożałujesz!
- Już się boje - prychnęła krzyżując ręce na piersi.
W chwili w której to mówiła Alex złapał ją w tali i przerzucił przez ramię. Biegł z szybkością wampira prosto w stronę nie widocznego z daleka urwiska. Mianella wcale nie bała się szybkości, ale nie lubiła jak nie miała gruntu pod nogami, a właśnie to teraz się stało, gdy wampir przeskakiwał urwisko. Czuła, że żołądek podskoczył jej do gardła - zamknęła oczy. "Wdech i wydech" - myślała - " Nie spadniesz".Alex stanął po drugiej stronie ciemnej dziury z satysfakcją i wesołym uśmieszkiem postawił elficzkę na ziemi. Ta otworzyła oczy i ze złością podarowała wampirowi kuksańca między żebra.
- Idiota - wrzasnęła.
- Wiedziałem, że masz lęk wysokości - odparł masując miejsce, w które przed chwilą dostał.
- Nie jakiś głupi lęk wysokości! Nie lubię nie mieć gruntu pod nogami! - przyznała wściekła.
- Istniej coś takiego - zdziwił się przeczesując ręką włosy - Sorry, ale nieźle było co nie?
- Nie - odparła i usiadła na lekko żółtawą trawę - Nigdy tego nie rób.
- Okey, ale odwołaj mazgaja - powiedział ocierając nos o koszulkę.
- Odwołuje.
Siedzieli tak w całkowitej ciszy skubiąc trawę. Wiatr rozwiewał potarganą fryzurę Mianelli, tak że ciągle musiała odgarniać kosmyki z twarzy. Dziewczyna patrzyła ciągle na ziemię rozdwajając źdźbło trawy i rozmyślając o tym jak wyglądają ludzie - tak dziwne, że akurat teraz o tym myślała - a młody Weyland przypatrywał się jej i czytał każdą myśl.
- Możemy już wracać? - spytała podnosząc na niego wzrok.
- Tak, ale muszę cię zmartwić innej drogi niż ta, nie ma.
- Przeżyje - powiedziała z uśmiechem.
"Tylko spokojnie to tylko chwilka" - powtarzała sobie w duchu - "Alex mnie nie puści"
Chłopak czytał każda jej myśl i cieszył się, że Mia mu ufa. Zaufanie według niego było bardzo ważne to budowało każdy związek - nawet przyjaźń.
- Wskakuj - powiedział pokazując na plecy. Widząc nie zachwyconą tym pomysłem dziewczynę dodał - Będziesz się mniej bała.
Bell "weszła" na plecy wampira - przytulając go aby się trzymać - zamknęła oczy i uspokajała już mocno bijące serce. "Pomyśl, że latasz" usłyszała w myślach. " No tobie to łatwo mówić" - odparła w myślach. Mia uświadomiła sobie, że Alex czyta jej myśli " Wypad z mojej głowy" - dodała. "To silniejsze ode mnie" - usłyszała. Bell palnęła go w głowę tak dla zasady i usłyszała śmiech, który i jej się udzielił. Śmiała się i zauważyła, że nie ma już gruntu pod nogami co jednak wcale jej nie przestraszyło. Trzymała się ramionami szyj Alexa i nogami jego brzucha i czuła bezpieczeństwo, spokoju - wampir wyleczył ją z leku. Gdy już byli po drugiej stronie elficzka zeskoczyła z jego pleców i rozbawiona puściła do niego oczko idąc w stronę tajemnych drzwi. Chłopak uśmiechnął się i patrzył na jej piękną smukłą sylwetkę i blond włosy, które powoli się oddalał. Ruszył za Mią i otworzył drzwi - magicznym elfickim słowem - wpuszczając najpierw Mianellę (jak dżentelmen), a potem wszedł za nią.
- Mhh dziękuje - powiedziała do niego - Fajnie było.
- Może pójdziemy coś zjeść?- zapytał
- Nie dzięki, nie pijam krwi - powiedziała z czarującym (według Alexa) uśmiechem - Przebiorę się (bluzkę miała pobrudzoną w krwi wampira), a potem odpocznę. O której jutro ćwiczenia?
- Jutro nie będzie. Przyjeżdża syn królowej Rosalindy i pewnie będzie przyjęcie na twoją cześć - powiedział, a na twarzy elficzki pojawiło się zdziwienie - No wiesz nowy łowca jeszcze z jego rodzaju elfów - wytłumaczył po czym przeczesał włosy ręką - Do zobaczenia. Trafisz do kwatery sama?
- Tak, dziękuje i cześć - powiedział po czym ruszyła do rzędu 1 budynku I.

*

- Cześć! Co ci się stało? - usłyszała, gdy tylko weszła do domu "mody" - Wyglądasz jakby stado koni po tobie przebiegło!
- Aż tak!? - zszokowała się Mia.
- Oczywiście, że nie ale Olivia potrafi wyolbrzymiać - powiedział rozbawiony Jackob. 
- Skąd ta krew i o matko ciągle miałaś tą fryzurę? - zapytała zaniepokojona Rood. Według niej każdego dnia powinno ubierać się w coś innego i mieć inaczej uczesane włosy, dlatego wampirzyca miała dziś na sobie fioletową, obcisłą sukienkę do kolan i czarną marynarkę. Rude włosy upięte w niesforny kok, a buty na 10 centymetrowej szpilce do tego piękny srebrny naszyjnik, który wykańczał prześliczną kreację. Według elficzki dziewczyna wyglądała szałowo. 
- Krew jest Alexa a ... - nie dokończyła, bo rudowłosa jej przerwała.
- Alexa? Jakim cudem?! 
- Uderzyłam go w nos i już - powiedziała siadając na skórzaną sofę - Mogę ci wszystko opowiedzieć jeśli chcesz.
- Oboje chcemy - wtrącił się Jackob - To wielki dzień, że ktoś właściwie, że dziewczyna położyła na łopatki młodego zadufanego w sobie Weylanda.
- Nie położyła .... chociaż - zamyśliła się Mia.
- No opowiadaj - ponagliła ją wampirzyca siadając obok Greena.
Tak więc elficzka opowiedział swój dzień z Alexandrem, ale było to trudne gdyż zafascynowane wampiry ciągle jej przerywały. Dziewczyna pierwszy raz zwierzyła się komuś kto nie był jej ojcem co było dla niej nowym przeżyciem i wcale jej nie przeszkadzało. 
- To teraz proszę znajdź mi nowe ciuchy i dorzuć parę dodatkowy, bo w kwaterze mam pustą szafę - powiedział na koniec Bell.
- Już się robi - rzekła i pobiegła - z wielką łatwością w tak wysokich butach - do pokoju pełnym ubrań
- Jak ona to robi? 
- Mówisz o butach? - zapytał wampir ocknąwszy się zamyślenia. Mia kiwnęła głową - Uwielbia je, według niej są wygodne.
- Mmm ... to ja może pójdę się przebrać - odparła i ruszyła w stronę drzwi.
W pokoju jak zawsze było pełno ubrań, butów i dodatków. Wielkie lustro - przy którym elficzka "zmieniła styl" - przyciągało ją do siebie. Dziewczyna podeszła popatrzyła na siebie z odrazą i rozpuściła blond włosy. Loki opadł na jej oczy zasłaniając widok, odgarnęła je i spięła w luźny kucyk.
- Włóż to - podała jej Olivia.
Był to zwykł biały podkoszulek, który Bell natychmiast włożyła. 
- A do tego ten błękitny sweterek i te czarne leginsy.
Elficzka przebrała spodnie w obecności wampirzycy - jakoś nie czuła się przy niej skrępowana - i nałożyła luźny, dłuższy (zakrywając uda) sweterek. 
- Te trampki będą pasować - Olivia podała Bell jasno niebieskie, proste trampki - Odsłonią ci ładnie kostki. 
- Nieźle - przyznała dziewczyna nakładając na stopy - Zmyjesz mi oczy?
- Oczywiście fiolet z błękitem ni jak nie pasuje - przyznała ze śmiechem.
Rudowłosa delikatnie zmyła oczy koleżance i leciutko podkręciła rzęsy maskarą. Spięła jej blond włosy w luźny kok zostawiając parę kosmyków przy twarzy i z radością nałożyła na jej szyję łańcuszek z turkusowym motylkiem. Chciała zdjąć z szyj srebrny medalik (który Mia ciągle nosiła skrywając pod ubraniami) ale elficzka nie pozwoliła jej.
- To pamiątka po mamie - przyznała dotykając go.
- Przepraszam nie wiedziałam.
- Nic się nie stało i dzięki super wyglądam - uśmiechnęła się przyjaźnie - Chyba pójdę coś zjeść, dawno nic nie miała w ustach - dodała idąc w kierunku drzwi - Jeszcze raz dziękuje, a po ciuchy wpadnę później.
- Dobra, do zobaczenia - powiedział Olivia poprawiając włosy.
Bell wyszła z budynku zostawiając wampirków razem. Ciepły wiaterek rozwiewał jej nie spięte kosmyki włosów. Dziewczyna szła teraz wzdłuż frontowego muru z wejściem do miasta przyglądając się coraz bardziej ciemniejszemu niebu. " Coraz bardziej tu mi się podoba" - pomyślała " Może zostanę tu do końca"
- To by mi odpowiadało - usłyszała za sobą.
- Znowu ty - powiedziała z nutą niezadowolenia, ale tak naprawdę cieszyła się, że Alex tu jest - Śledzisz mnie? Jeśli tak to jesteś skazany na jedzenie, bo umieram z głodu! - dodała odwróciwszy się w stronę rozbawionego wampira - Co cię tak śmieszy? - zapytała ze zdziwieniem.
- To że jesteś słodka jak się wkurzasz, a poza tym mam niespodziankę.
Elficzka była zdumiona zachowaniem młodego Weylanda i zarumieniła się jak buraczek po tym jak usłyszała taki - można powiedzieć - komplement.
 - Niespodziankę?
- Coś w tym guście - przytaknął Alex - Idziemy?
Bell kiwnęła głową na tak i oboje ruszyli w stronę mur.
- Ładnie wyglądasz - powiedział wampir - Olivia ma dobry gust.
- Yyy ... dzięki - odpowiedział Mia ciągle czerwona na twarzy - Dokąd idziemy?
- Zobaczysz - uśmiechnął się Alex - Spodoba ci się.
Szli ramie w ramię w ciszy. Mianella nadal zszokowana zachowaniem i komplementem Alexa rozmyślała jaką to niespodziankę wymyślił wampir. Pierwszy raz ktoś w ogóle pofatygował się zrobić dla niej niespodziankę. Nikt - nawet jej własny ojciec - nie wymyślił się by to zrobić. Właściwie oprócz ojca i paru ciotek nie miała w Heleser nikogo więc o czym tu mówić. Dlatego Bell była tak podekscytowana i zszokowana. Szła z lekkim uśmiechem na twarzy spoglądając ukradkiem na skupione w oddali czerwone oczy wampira. Od pierwszego poznania Alexa, spodobały się jej. Ten rubinowy kolor przyciągał ją i rozweselał. Doszli już do stromych stopni w murze i wspinali się do góry. Mia szła pierwsza i już nie mogła się doczekać. Na murze zobaczyła fioletowy koc i kilka dekoracyjnych poduszek opartych o kamienną ścianę, a obok tego stał niski, stolik z owocami, ciastkami i wysoki srebrny dzban ze szklaneczkami do kompletu. Wszystko było dookoła obstawione różnej wielkości świecami, które dawały romantyczny klimat, a przez dziurę w murze był wgląd na Błękitną Lagunę. Elficzce zabrało dech w piersi - była w szoku. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa, stała tylko jak słup soli i podziwiała swoją niespodziankę.
- Wszystko w porządku - zaniepokoił się wampir widząc zdrętwiałą Bell
- Tak ... - wyszeptała - tylko nikt jeszcze nic tak cudownego dla mnie nie zrobił - przyznała - Dziękuje
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się. Bardzo mu zależało, by elficzce się spodobało - Zapraszam.
Dziewczyna usiadła wygodnie opierając się o poduszki i przyglądała się wampirowi, który nalewał coś do szklanek.
- Proszę - podał jej szklankę - Spokojnie to nie krew - dodał siadając na przeciwko niej.
Dziewczyna spojrzała na czerwony płyn i bez obaw wypiła kilka łyków. Było to napój o smaku winogron, bardzo smaczny lecz po jakimś czasie robiło się od niego bardzo gorąco.
- To winno z winogron od ludzi - wytłumaczył wampir upijając kilka łyków.
- Myślałam, że wy pijecie tylko krew - zdziwiła się na widok pijącego wampira.
- Ja lubię alkohol - odparł z uśmieszkiem - Może muffinkę?
- Chętnie.
Mia zjadła całą czekoladową babeczkę i popiła winem. Zaczęła pytać wampira o ludzi: jacy są, gdzie mieszkają, co robią. Chłopak odpowiadał na każde jej pytanie. Przegadali cały wieczór, a potem leżeli na kocu oglądając gwiazdy.
- Pięknie - westchnęła Mia - Dziękuje.
Elficzka rozpuściła włosy i usiadła zamykając oczy. Czuła lekki wiaterek owiewający jej jasną od blasku księżyca twarz. W powietrzu unosiła się woń winogron, która Mia czuła na ustach. Wampir leżąc przyglądał się elficzce tak pięknie skąpanej w świetle księżyca. Wyglądała jak bogini z blond długimi włosami, które tak podobały się młodemu Weyland'owi. Od pierwszego spotkania pokochał tą dziewczynę te włosy i piękne błękitne oczy, ale nie tylko wygląd był dla niego ważny. Wnętrze też się liczyło, a to akurat dziś poznał. "Tylko, że dzień to za mało potrzeba dużo czasu by komuś zaufać, zaprzyjaźnić się" - myślał Alexander - "Dam sobie jeszcze czas"
- Ja .. dziękuje za dzisiaj - zaczęła Mia - Było naprawdę miło i nie jesteś taki jak myślałam.
- A jaki według ciebie byłem? - zapytał z ciekawości podbierając głowę ręką.
- Mmm ... arogancki, wredny i wiele innych, a tu proszę nowe obliczę miły i zaskakujący.
- No nieźle mnie oceniłaś - zaśmiał się.
- Ty mnie podobnie - powiedziała wstając i przeciągając zdrętwiałe kości - Pójdę już, do jutra.
- Mówiłem ci jutro nie ma treningu - przypomniał jej wampir także wstając.- Widzę, że masz słaba pamięć.
- Nie słabą pamieć tylko jestem pewna, że jutro znów będziesz mnie śledzić - powiedziała schodząc z muru - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia - rzekł do odchodzącej Mii.
Bell szła prostą kamienną drogą do kwatery elfów ziemi. Była naprawdę szczęśliwa z powodu tak fascynującego dnia. Cieszyła się, że poznała bliżej Alexa. Podobał się jej, ale wolała zachować to w tajemnicy no może dopóki nie zaprzyjaźnij się z nim na tyle, by mogła mu bezgranicznie ufać.
__________________________________________________________________________________
Cześć moi czytelnicy! Jak się podobał rozdział? Wiem ciut przesłodzony i może nawet nudnawy, ale to dlatego, że w następnym pojawi się nagły zwrot akcji i nie będzie takich momentów jak teraz (chyba za dużo wam powiedziałam ^^) No, ale nie ważne czekam z niecierpliwością na komentarze!               I zapraszam do OBSERWOWANIA !!!
                                                                                    Do następnej notki            Kittykat
ps. Dodałam nową zakładkę SPAM możecie tam pisać co tylko wam do głowy przyjdzie :) Promujcie swoje blogi, piszcie opinie itp. 

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział drugi: Znak na wieki

Wszystkie wampiry powoli udawały się do wyjścia niektóre jeszcze osobiście gratulowały nowej łowczyni. Dziewczyna ściskała nie zliczoną liczbę zimnych rąk i rozglądała się dookoła - szukała bowiem Olivii. Tylko przy niej nie czuła się nieswojo. Arena stawała się coraz bardziej pusta,a Mia ciągle stała w miejscu odszukując znajomej twarzy. Nic. Nie ma jej - myślała gorączkowo. Leczy gdy miała ruszczyć w stronę wyjścia ktoś od tyłu złapał ją za rękę;
- Co ty tu jeszcze robisz? - spytała Olivia.
- Szukałam ciebie.
- Alex nie lubi spóźnialskich - powiedziała ciągnąc Mię za sobą w przeciwna stronę niż wyjście - Wyjdziemy wyjściem awaryjnym tu jest zbyt tłoczno - rzuciła w stronę dziewczyny.
- Alex? - zdziwiła się Bell.
- Skrót od Alexander - odparła wampirzyca otwierając metalowe, ciężkie drzwi z zieloną tabliczką z napisem " WYJŚCIE EWAKUACYJNE"
- Aha. Gdzie byłaś ? - zapytała Mia.
Olivia nic nie powiedziała. Wyszła na zewnątrz, a Bell zrobiła to samo. Było już dawno po północy - wampiry o tej porze są najbardziej aktywne - a na niebie połyskiwały srebrne gwiazdki. Lekki wiaterek muskał policzki elficzki co spowodowało, że przemknął przez jej ciao dreszcz. Mia owinęła się swetrem i skrzyżowała ręce na piersi. Szły w ciszy.
- Czemu mi nie powiesz gdzie byłaś? - przerwała ciszę Bell.
- Cały czas z tobą - odparła bez głębszego tłumaczenia.
- Nie wydaje mi się - powiedziała elficzka mrużą oczy - Szukałam cię.
- Pośród tylu wampirów trudno jest kogoś znaleźć - skwitowała Olivia.
Mia przestała wnikać- bowiem nie chciała być wścibska i nic nie powiedziała.
Po chwili milczenia Rood odezwała się:
- Może ci coś o sobie opowiem?
- Dobry pomysł - uśmiechnęła się elficzka.
- Jestem Olivia Rood mam 32 lata czyli bardzo mało jak na wampira. Kocham ciuchy i każdy możliwy kolor dlatego też jestem projektantką mody. Mój przyjaciel to Jackob Green. Wydaje mi się, że na razie to wystarczy. - powiedziała.
-  Jackob jest łowcą ?
- Chyba ci o tym wspominałam, ale tak. Został nim by pomścić ojca. - dodała a na jej twarzy było widać cień smutku.
- Przepraszam jeśli nie powinnam pytać.
Zaległa długa cisza, którą przerwała Mia pytając o ciuchy. Tak więc dziewczynki szły razem w wzdłuż szarych budynków rozmawiając o ubraniach. Minęły już dom C i za chwilę miały wejść do budynku B, kiedy coś skoczyło z dachu prosto przed roześmianymi dziewczynami. Był to zombie. Jego poszarpane, brudne w krwi i ziemi ubranie zwisało na chudym lekko zielonkawym ciele. Nie miał prawej stopy i lewego oka z obu ran sączyła się czarne maź. Mia krzyknęła ze strachu, a Olivia wyciągnęła z lewego buta sztylet. Próbowała ochronić siebie i i swoją przyjaciółkę, ale zombie był silniejszy - chociaż już dawno nie żył - i groźniejszy. Olivia dźgała potwora w szyję, brzuch i kolana lecz nic z tego - nie była bowiem wyszkolonym łowcą. Mia krzyczała tak głośno, aż brakło jej tchu i właśnie dzięki temu ktoś ją usłyszał. Z budynku B wybiegł Alex z wielkim srebrnym mieczem i z szybkością pojawił się obok bezbronnych dziewczyn. Pozbawił zombie rąk z których tryskała czarna maż przebił nie bijące serce, a na końcu pozbawił stwora głowy.
Niestety to nie pomogło dobić go do końca bowiem potrzeba magicznej mocy elfów, aby zniszczyć zombie. Alex zaklną pod nosem i krzyknął do Olivii:
- Biegnij, po pomoc!
Dziewczyna znikła z wampirzą szybkością, a Weyland walczył z (już zmaterializowanym) zombie. Chłopak osłaniał elficzkę jak tylko mógł lecz wiedział, że długo nie da rady. Miał głęboką nadzieje, że uda mu się utrzymać wroga jak najdłużej w kawałkach - tylko tak elf może go zniszczyć - ale potwór ponownie poskładał się w całość.
"Spróbuj uciec" usłyszała w głowie Mianella - był to głos Weyland'a. Jak - zastanawiała się elficzka słyszy głos chłopaka swojej głowie. "Nie zastanawiaj się tylko uciekaj!" usłyszała ponownie. Mia odwróciłaś się na pięcie i zaczęła biec w przeciwną stronę, oddalając się od walczącego zombie i Alexa. Biegła ile miała sił w nogach na czole pojawiały się kropelki potu, a serce łomotało jej w piersi. Bała się, że chłopak zginie ten potwór był zbyt silny, a po wampirze było widać zmęczenie. Miała nadzieję, że pomoc przyjdzie szybko. Biegła cały czas przed siebie, aż w końcu znalazła się na końcu rzędu 4 przy budynku Z. Stanęła i spojrzała za siebie. Ujrzała bowiem scenę którą tak pragnęła - pomoc nadeszła - jeden z elfów zniszczył zombie swoją mocą, zalśniły złote iskry i wróg zniknął.
Mianella uśmiechnęła się i już chciała pobiec w stronę sprzymierzeńców, kiedy coś szarpnęło jej rękę i wbiło w nią zęby. Z gardła elficzki wyrwał się głośny wrzask (ból był silny), który zaalarmował Alexandra, Olivię i kilku wampirów oraz elfa. Wszyscy puścili się pędem w jej stronę niestety dziewczyna upadła z bólu na ziemię. Wampiry z elfem niszczyły zombie, a Alex i Olivia zajmowali się Mią.
- Głęboka rana - powiedział Weyland przeklinając pod nosem.
- Trzeba ją stąd zabrać - uznała Olivia.
Alex wsunął ręce pod nogi i szyję elficzki i delikatnie ją podniósł. Dziewczyna przywarła do twardej piersi wampira lekko pojękując. Ta rana bolała strasznie i mocno krwawiła. Na ziemi, gdzie leżała została kałuża krwi. Młody Weyland ruszył z wampirzą szybkością w stronę 2 rzędu. Zostawiając za sobą walczących z zombie. Biegł jak najszybciej mógł - wiedział bowiem, że jeśli nie pomoże dziewczynie to ta umrze - mijał szare budynki i kilku wampirów. Po kilku minutach znalazł się przed budynkiem F w rzędzie 2. Za nim pojawiła się Olivia i otworzyła drzwi kopniakiem. Weszli do środka -  było to białe, czyste pomieszczenie z niebieskimi fotelami i schodami po lewej - skierowali się ku schodom i "przeskoczyli je" jak najszybciej. Góra budynku była biała i stało tu kilka łóżek, a na końcu pokoju znajdowały się drzwi, które się otworzyły. Stała tam kobieta w białym kitlu z stetoskopem wyszytym na piersi. Lekarka podbiegła do nich i nakazała, aby położyli (już nie przytomną) Mię na łóżku. Była elfem - świadczyły o tym szpiczaste uszy - zobaczyła ranę i pobiegła do drzwi w których zniknęła. Po minucie wróciła z buteleczką fioletowego płynu i z zielonym liściem.
- Trzymajcie ją - nakazała.
Otworzyła butelkę nasączyła jej zawartością liść i położyła na ranie. Bell otworzyła oczy i krzyknęła - ból rozrywał jej rękę - z jej oczu popłynęły łzy. Chciała jak najszybciej pozbyć się tego co leżało na  ciele, ale Olivia i Alex trzymali ją i nie pozwolili się ruszyć.
- Dopóki rana nie przestanie krwawić będzie bolało - powiedziała lekarka - więc lepiej się nie ruszaj -dodała i polała ranę fioletowym płynem. Ból w ręce Mianelli nasilił się i dziewczyna zemdlała.
- Mia?! - powiedziała przerażona Olivia.
- Spokojnie zrobiłam to specjalnie, nie będzie czuła bólu. Możecie ją puścić - wyznała z troską w głosie i spojrzała na jeszcze krwawiąca ranę.
- Powinna już się zagoić - zaniepokoił się wampir.
- Muszę użyć mocy. Odejdźcie od łóżka - rozkazała.
 Wampiry posłuchały się i odeszły kilka kroków. Elficzka położyła dłonie na ranie i zaczęła wypowiadać elfickie czary. Z rany przestała cieknąć krew, a skóra zaczynała się zrastać. Niestety za późno, by zabliźniła się do końca. Na ręce dziewczyny pojawił się znak. Znak, który zawsze będzie świeży.
- Tak myślałam - powiedziała smutno - Znak zombie.
Alex wściekły skierował się na schody.
- Dokąd idziesz? - spytała Olivia podchodząc do łóżka na którym leżała przyjaciółka.
- Dowiedzieć się jak zombie znalazło się w mieście - odparł schodząc na dół.

*

- Co robiły zombie na naszych terenach? - wrzasnął Alex wchodząc do gabinetu ojca.
Było to obszerne, jasne pomieszczenie z różnymi odcieniami czerwieni na ścianach i zasłonach. Na środku stało ciężkie, drewniane biurko i skórzane krzesło, które dumnie zasiadał Richard. 
- Po pierwsze nie krzycz, po drugie jeszcze tego nie zbadaliśmy po trzecie co z Mią? - odpowiedział pan Weyland opierając łokieć o oparcie krzesła. 
- Została pogryziona przez zombie i ...- urwał młody wampir przeczesując ze wściekłości kruczoczarne włosy - i został znak - dokończył, a na twarzy jego ojca pojawiło się zmartwienie.
- Jej ojciec nie może się dowiedzieć - powiedział stanowczo Richard - Gdzie ma znak?
- Na prawej ręce przed nadgarstkiem - odparł podchodząc do jednego z okien.
- Powiedz Olivii, żeby ubierała ją w długi rękaw - nakazał starszy wampir.
- To i tak nic nie zmieni - zaczął Alexander trzymając kurczowo zasłonę - Przecież wiesz, że w pobliżu zombie będzie rozdzierał ją ból i nie będzie mogła walczyć.
- To nie będzie na wyprawach i polowaniach.
- Jest łowcą jej ojciec się domyśli - odpowiedział zrezygnowany Alex - Chyba, że ...
- Chyba, że zostanie strażnikiem w mieście - odpowiedział za syna Richard - Świetny pomysł synu - pochwalił go ojciec.
- Następnym razem daj mi dokończyć, a nie czytasz moje myśli - zdenerwował się Alex - Ale dzięki.
- Synu to nasza natura nie mogę się powstrzymać - odpowiedział z uśmiechem i wstał z krzesła - Tylko jedno mnie martwi ...
- Że Mia sama powie ojcu - dokończył za niego Alex - No co to nasza natura - powiedział kpiąco.
- No nie ważne. Chodźmy do niej - rozkazał ojciec i ruszył ku wyjściu.
Alex zrobił to samo i wyszedł z pomieszczenia. Szli w całkowitej ciszy kilka minut - ponieważ szpital był o 5 budynków dalej - rozglądając się czy nieprzyjaciel nie powrócił lecz nic nie stanęło im na drodze. Weszli do szpitala kierując się schodami na górę, gdzie leżała Mianella. Dziewczyna już się ocknęła i siedziała rozmawiając z przyjaciółką.
- Witam - przywitał się Richard - Przykro mi, że tak się stało.
Elficzka spojrzała na niego wielkimi błękitnymi oczami pełnymi bólu lecz nic nie powiedziała, kiwnęła tylko głową.
- Mógłbym zobaczyć ranę? - zapytał władca miasta podchodząc do łóżka.
Mia kiwnęła głową na tak znów nic nie powiedziała. Spoglądała tylko ukradkiem na młodego Weyland'a, który teraz stał przy schodach patrząc na podłogę.
- Chcę powiedzieć, że zombie który cię ugryzł został zniszczony.
- To dobrze - powiedziała cicho Mianella - Czy mogła bym zobaczyć się z tatą? - zapytała.
- To jest niestety nie możliwe - odparł smutno Richard - Dopiero za dwa tygodnie twój tata przyjedzie na polowanie. Wcześniej nie.
- Szkoda - wyszeptała elficzka pełna nadziej, że przytuli się do ojca - Czy ta rana zostanie?
- Niestety tak - odpowiedział Alex.
- Wiesz to jest ... - zaczęła Olivia, ale Alexander jej przerwał.
- Tak jest zawsze.
Młoda wampirzyca posłała mu znaczące spojrzenie, i przesłała wiadomość myślami "Czemu nie mogę jej powiedzieć?" odpowiedz Alexa była krótka "Bo nie".
- No dobrze może zmienisz ciuchy, bo te są straszne - powiedziała Olivia z niesmakiem wskazując na poplamioną bluzkę krwią i poszarpany sweter.
- Masz rację - odparła Mia krzywiąc się na samą myśl o tym, że wygląda strasznie.
Elficzka wstała z łóżka i skierowała się w stronę schodów spojrzała na Alexa, a on w tym czasie na nią ich oczy się spotkały, ale Mianella odwróciła wzrok.
- Olivio wybierz Bell długi rękaw - szepnął Richard - i nie zadawaj pytań - dodał.
Dziewczyna ze zdziwioną miną ruszyła za przyjaciółką. Ponownie posłała pytające spojrzenie w stronę młodego Weylanda, ale on tylko wzruszył ramionami.

*

Gdy dziewczyny dotarł do budynku "Mody"- jak nazywały to wampiry- zastały w nim młodego, umięśnionego blondyna, który siedział na jednej z czarnych sof. 
- Jackob wróciłeś - krzyknęła radośnie Olivia.
- Aż tak się stęskniłaś - odpowiedział unosząc jedna z jasnych brwi w znaczącym geście.
- Oj przestań wiesz, że się martwiłam - odparła ruszając w jego stronę.
Jackob wstał i przytulił mocno wampirzycę zatapiając twarz w jej roztrzepanym, rudym warkoczu. 
- Jeszcze żyję - odpowiedział ze śmiechem - Hmmm, a to kto? - zapytał patrząc na blond włosom Mię.
- Mianella Bell nowa łowczyni - powiedziała dumnie rudowłosa odrywając się od przyjaciela.
- Jestem Jackob Green - przedstawił się wampir - Łowca, przyjaciel tej tu - wskazał na obrażoną Olivię. 
- Tej tu?! - zapytała wściekła.
- Taki żarcik nie złość się rudzielcu - bronił się blondyn - i pomocnik projektantek mody - dokończył.
- Miło mi. 
- To jedyny facet znający się w tym mieście na modzie - zaśmiała się Olivia czochrając blond włosy wampira.
- I jedyny, który potrafi cię rozbawić - dodał obejmując ją ramieniem - No dobra, ale widzę, że musisz się przebrać - wskazał na strój Mii.
- Tak tylko ty nam przerwałeś - wtrąciła się rudowłosa wampirzyca ściągając z siebie ramię przyjaciela i ruszając w stronę drzwi za recepcją.
- Ja?! - zdziwił się Green.
- Nie święty Walenty - krzyknęła z pomieszczenia rozbawiona wampirzyca - Chodźcie.
Elficzka i wampir ruszyli w stronę drzwi. Było to, to samo miejsce w którym pierwszy raz Bell zmieniła styl. Dziewczynie bardzo podobał się dywan na ścianie czuła się tu bezpiecznie. Rood grzebała po szafkach szukając jakiś bluzek, a Green przyglądał się jej z iskierką w oku -która zauważyła Mia. Domyślała się, że chłopakowi podoba się jej przyjaciółka i to z wzajemnością - było to widać.
- Znalazłam! - krzyknęła uradowana projektantka mody i rzuciła w stronę elficzki.
Ta poszła za parawan i włożyła czystą, ciemnofioletową obcisłą bluzkę na długi rękaw. Na plecach miała wycięte paski przez, które widać było plecy. Bell pierwszy raz miała coś takiego na sobie i bardzo się jej ta bluzka spodobała.
- Jest super - odpowiedziała wychodząc za parawanu.
Na krześle siedziała Olivia, a za nią stał Jackob rozczesując jej rude włosy.
- On potrafi pięknie robić fryzury - wytłumaczyła zdziwionej Mii - I dzięki ma się ten gust - dodała dumna.
Bell usiadła obok nich wpatrując się w zręczne palce wampira i zadowolona minę przyjaciółki (miała rację oni się w sobie kochają, ale nie potrafią tego wyznać). Chłopak przeplatała kosmyki włosów tworząc pięknego kłosa, a na końcu spiął go czarną gumką. Przełożył warkocz na prawy bok dziewczyny i pocałował ją w policzek, Olivia zarumieniła się i szepnęła "dziękuje".
- Masz talent - pochwaliła go elficzka - Wygląda pięknie.
- Dzięki, ale zależy to od włosów. Chcesz tobie też mogę zrobić. - powiedział spoglądają na jej włosy.
- Okey.
Chłopak przeczesał włosy Mianelli i zaczął splatać kosmyki od samej góry głowy i kierował je bokiem tak, że kłos był po środku spleciony, a po bokach włosy były proste i lekko opadał na lewe ramię.
- Gotowe - oznajmił podając jej lusterko.
- Mi takiego nie robiłeś! - oburzyła się Olivia.
- Bo tobie lepiej w prostym - uśmiechną się przytulając ją - Głody jestem!
- Szczerze mówiąc ja też - powiedziała wampirzyca oblizując wargi - A ty? - to pytanie skierowane było do oglądającej włosy elficzki.
- Trochę, ale wiecie ja nie pijam krwi.
- To raczej wiemy - zaśmiali się - Zaprowadzimy cię do stołówki, a sami pójdziemy coś upolować poza granicami miasta - dodała rudowłosa.
- Macie stołówkę dla elfów ? - zdziwiła się.
- Nom, dla każdego rodzaju elfów - dodał Jackob.
- Naprawdę? A wy za każdym razem musicie wychodzić poza mury? - zapytała z ciekawością.
- Tak jeśli chcemy coś wegetariańskiego (krew zwierząt) - powiedziała Olivia idąc w stronę szafy.
- Ja wolę przekąsić coś za Błękitną  Laguną - wtrącił Green.
- Nawet o tym nie myśl - skarciła go Rood nakładając czarną bluzę z kapturem - Obiecałeś - przypomniała mu.
- Ach ... dobrze że jadłem na polowaniu - powiedział szeptem do Mii.
- Jak mogłeś!!!! - krzyknęła Olivia krocząc ze złością w jego stronę z pięściami.
Blondy był jednak szybszy i silniejszy pochwycił jej ręce i okręcił wokoło na końcu objął ramionami. W ten sposób wampirzyca została przytrzymana, ale nie była już zła, raczej się śmiała. Elficzka wiedziała, że są dla siebie stworzeni i jeżeli sami nie wyznają sobie miłości to ona im pomoże.
- Dobrze więc proponuje kolację z dzika - powiedział puszczając przyjaciółkę - Co ty na to?
- Jak na lato - zaśmiała się - Tylko najpierw odstawmy Mię do stołówki.
- Mogę iść sama tylko powiedzcie gdzie - zaproponowała Bell nie chcąc przerywać papużką kolacji.
- Nie! Bo znów coś cię napadnie - zaprotestowała Olivia - Potem i tak muszę pokazać ci kwaterę elfów.
- Okey, a daleko to? - zapytała.
- Nie twój "nowy domek" jest cztery budynki dalej numer E - odpowiedziała - A stołówka rząd 2 budynek C - dodała.
- To dzięki za instrukcję trafię sama - powiedziała kierując się w stronę drzwi - Miłego wieczoru!
- Ale ...
- Olivio miłego wieczoru - powiedziała ponownie z uśmiechem po czym wyszła z pomieszczenia.
  Na dworze robiło się coraz jaśniej - dochodził poranek - chociaż na niebie był jeszcze okrągły, złocisty księżyc. Wiatru nie było, ale Mia i tak czuła zimno na plecach - przez bluzkę z dziurami - co dawało miłe uczucie. Dziewczyna szła w stronę "wyjścia" z rzędu 1, rozglądając się dookoła. Podziwiała te szare, równe budynki (w jej mieście było tak kolorowo i można powiedzieć nie równo). Wszędzie można było spotkać jakieś żyjątko, a zamiast kamieni była ścieżka z ziemi porośnięta trawą. Było tak dużo zieleni - można było chodzić boso. Tutaj czysto, srogo, a jeśli przeszło by się na boso po kamieniach na pewno były by rany na stopach. Mianella czuła się nieswojo, ale była to kwestia czasu - wiedziała o tym. Szła rozmyślając o nowym miejscu zamieszkania o tym czy tutaj ktoś chodzi spać, czy wampiry wychodzą w dzień czy tylko siedzi w zamknięciu. Bell zawsze chciała zobaczyć co jest poza jej wsią i spełniło się to lecz teraz nowym marzeniem było zobaczyć co znajduje się za Błękitną Laguną. Strasznie ją ciągnęło do ludzi do nowych miejsc, ale sukcesem było to, że tata pozwolił jej by szkoliła się na łowcę. Dziewczynka wyszła z rzędu 1 i skierowała się w stronę drugiego. Znów szła rozmyślając, gdy coś albo ktoś przykuł jej uwagę. Nie widziała z daleka kim był ten "ktoś" ale sylwetka podobna była do wampira. Poszła więc w kierunku siedzącej na murze obronnym postaci. Przybliżając się widziała już dokładniejszą sylwetkę płci męskiej. Umięśnione ramiona były napięte, a głowa opadała na prawo - postać siedziała tyłem - patrząc w stronę "świata" za murem. Mia cicho podeszła do muru i zaczęła wspinać się do góry po stromych stopniach, gdy usłyszała w głowie "Nie skradaj się". Znów się przestraszyła, ale wiedziała, że to on. Alex.
- Skąd wiedziałeś - spytała pochodząc do niego.
- Jestem wampirem. Mam wyostrzone zmysły. Słyszę najcichszy dźwięk - odpowiedział nie zmieniając pozycji - Jak się czujesz?
Mianie nie odpowiedziawszy nic podeszła do ściany muru i usiadła na niego przyciągając kolana do piersi i oplatając je ramionami.
- Dobrze - powiedziała patrząc na liczne łąki, lasy i na rzekę - Nie podziękowałam ci za uratowanie życia - dodała.
Alexander spojrzał na nią i już chciał coś powiedzieć, ale elficzka mu przerwała.
- Dziękuje.
Wampir nic nie odpowiedział tylko patrzał na błękitne oczy dziewczyny, na piękne blond włosy i na uroczą twarz. Poczuł coś ciepłego w niebijącym już od dawna sercu i odwrócił wzrok.
- Nie ma za co.
Nic więcej nie wydusił więc siedzieli tak w ciszy patrząc na "świat" za murem. Mia zastanawiała się,  gdzie jest Błękitna Laguna, a Alex czytał jej myśli. Chciał pokazać gdzie się znajduje, ale wydałoby się, że czyta jej w myślach, więc czekał aż sama zapyta.
- Gdzie jest Błękitna Laguna? - zapytała w końcu Bell.
Wampir wstał podszedł do Mii i usiadł obok niej puszczając nogi za ścianę, kamiennego muru.
- Widzisz tą rzekę? - zapytała wskazując na pasmo ciemnego błękitu.
- Tak.
- Obok znajduje się szara skała wygląda jak góra - wskazał - Tam po lewej od rzeki.
- I to jest ta Błękitna Laguna? - zapytała w odpowiedzi elficzka.
- Tak, za nią mieszkają ludzie.
- Skąd taka nazwa? - zapytała blondynka opuszczając nogi za ścianę muru podobnie jak Alex.
- Błękitna Laguna to ta rzeka, a że za nią mieszkają ludzie jest ona granica naszych światów - odpowiedział spoglądając na elficzkę ukradkiem.
- Rozumiem - przytaknęła.
Ponownie nastała głucha cisza, w której oboje siedzieli patrząc na rzekę i skałę.
- Byłaś w kwaterze elfów? - zapytał Alex przerywając długą ciszę.
- Miałam zamiar, ale jakoś przykułeś moją uwagę - odpowiedział Mia uświadamiając sobie po chwili co właśnie powiedziała. Zrobiło jej się  gorąco, a na policzkach pojawił rumieniec.
- Udam, że tego nie słyszałem - powiedział z uśmiechem Weyland.
- Była bym wdzięczna - odpowiedział - Ja już pójdę.
- Może ... - zaczął ale Bell mu przerwała.
- Nie. Dojdę sama - odparła i zeszła ze ściany muru.
- Szklenie o 10.00 - przypomniał jej wampir.
Mia kiwnęła głową i zeszła po schodach kierując się do rzędu 1. Miała niecałe 9 godzin na odpoczynek więc wolała się przespać niż marnować czas na jedzenie. Szła rozmyślają o tym spotkaniu, Alex wydawał się miły i nawet pociągający. Nie miała pojęcia czemu tak myśli, ale wolała o tym zapomnieć. Pójść spać.
Po kilku minutach dotarła do szarego budynku numer E. Weszła, a jej oczom ukazał się duży, przytulny salon. Żółte ściany, zielone fotele i kanapy, drewniane stoły - wszystko ja u niej w domu - po bokach schody. Za nimi drzwi z napisem "łazienka" po lewej damska po prawej męska. Skierowała się ku schodom i weszła na górę. Tam było 6 par drzwi, każdy z tabliczką. Mia ruszyła w z dłuż nich czytając napisy. Były to imiona i nazwiska (elfickie). Na końcu korytarza znalazła tabliczkę podpisaną "Mianella Bell". Otworzyła drzwi i zobaczyła piękne pomarańczowo-zielone ściany, drewnianą podłogę i wielkie łoże z jasnozielonym baldachimem. Po lewej stronie stała szafa i lustro, po prawej było okno zasłonięte białą firanką. Dziewczyna poczuła się ja w domu i od razu rzuciła się na łóżko. Flanelowa pościel pachniała różami i kołysała do snu. Mia ściągnęła buty, spodnie i weszła pod kołdrę. Od razu zasnęła - była wykończona tym dniem.
__________________________________________________________________________
.
Hej! Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale szkoła pochłania dużo czasu. Udało mi się jednak napisać nowy rozdział. Jest w nim trochę dużo dialogu, no ale musiałam wam parę rzeczy wyjaśnić.
Mam nadzieję że się spodoba :) Napiszcie co sądzicie! Bardzo proszę, nawet z anonima! Kilka słów.
Zapraszam też do OBSERWOWANIA mojego bloga!!! Jeśli ktoś tak jak ja zaczyna ferie to życzę miłych. pełnych śniegu dwóch tygodni!                                              Kittykat