piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział piąty: Trzeba umrzeć, aby zacząć żyć w pełni.

... Nie czuje już bólu - ani ciała. Unoszę się w nicości. Biel, która mnie otacza jest blada i pusta. Czy jestem w niebie? Umarłam? Jest tylko jedna odpowiedź - tak. Stoję w miejscu patrzę, nawet nie wiem na co ... wyobrażam sobie tatę i mamę, gdy byli razem - szczęśliwi. Widzę ją taką jak na zdjęciu: ma śliczny uśmiech i te duże błękitne oczy, które odziedziczyłam po niej. Tata stoi obok mamy otacza ją ramieniem, uśmiecha się. Patrzę przez dłuższa chwilę - na moich szczęśliwych rodziców. Nagle mój wzrok wędruje na chudą szyję mamy. Jest tam - srebrny medaliony. Lśni mocną bielą oślepiając moje oczu, dopiero wtedy dotykam miejsca, gdzie powinien być. Zniknął. Obraz z rodzicami też tylko ten magiczny przedmiot błyszczy jasnym światłem. Czuję jak zaczyna bić moje serce, tętno jest wyczuwalne. Podnoszę trupio - bladą rękę i dotykam miejsca gdzie wilkołak zadał mi cios. Rany nie ma- nawet śladu. 
...
Elficzka delikatnie podniosła powieki i od razu je zamknęła - była zbyt słaba. Ponowiła próbę kilka razy wtedy dopiero mgiełka przed oczami rozeszła się i widziała pomieszczenie. Była w swoimi pokoju: te same ściany, zasłony, zdjęcie rodziców - na nim zatrzymała się dłuższą chwilę. Tęskniła. Pojedyncza łza spłynęła po policzku i wyschła jakby ciało Mii było gorące. Dziewczynka po woli podniosła rękę do twarzy i dotknęła jej. Była rozgrzana jak piecyk - dlaczego? - pomyślała i ręka opadła jej na kołdrę.
...
- Kiedy się obudzi? - usłyszała Mianella.
- Nie mamy pojęcia - odparł męski chodź łagodny głos - To i tak cud, że przeżyła.
Tylko to dosłyszała i ponownie zapadła w sen.
...
Otworzyła zapuchnięte oczy i widziała przed sobą zamgloną postać. Zamknęła powieki i raz jeszcze je otworzyła. Widziała już wyraźnie; starszy (choć na jego twarzy nie było oznak wieku), rodzaju męskiego elf siedział wyprostowany patrząc prosto w błękitne oczy Bell. Miał długie, ciemnobrązowe włosy na czubku głowy spięte do tyłu. Jego szata była koloru szarobrunatnego, rękawy były długie lecz odsłaniały chude, blade palce. Na jednym z nich widniał srebrny sygnet ze słabo widzialnym wzorem. Mianelli wydawało się, że jest tam wzór medalionu, który dostała od mamy i własnie w tej samej chwili złapała się za szyje. Nie było go tam .... nie było!
- Spokojnie nie zgubiłaś go - powiedział elf znajomym głosem.
Mia położyła rękę na zielonej pościeli i powoli zaczęła sobie przypominać co się wydarzyło. Była bitwa między wilkołakami i zombie, a wampirami i elfami. Została ranna w brzuch i nogę i umarła.
- Jakim ...? - zaczęła ale elf jej przerwał.
- Odpowiedzi usłyszysz na zebraniu, a teraz chcę ci coś powiedzieć.
- Jakim zebraniu? Gdzie mój medalion ? Czemu żyję? - zadawała pytania bez przerw wytchnienia.
- Uspokój się. Proszę - powiedział elf kładąc rękę na jej ramieniu.
Dziewczyna usłuchała prośby i popatrzyła na jego dłoń na której widniał teraz widoczny medalion.
- Wiem co widzisz - zaczął zabierając rękę - ale zacznę od początku. Jestem Elrond łowca i dowódca armii elfów. Nie wiem czy tata ci coś o mnie mówił - zamilkł na chwilkę  i czekał na jakąś odpowiedź, ale z ust elficzki nie wydobył się żaden dźwięk - jeśli nie to nic nie szkodzi. Może być to dla ciebie trudne ... jestem twoim dziadkiem - dokończył i czekał na reakcję ze strony Mianelli.
Bell nie mogą nic wykrztusić tylko szerzej otworzyła oczy. Miała przed sobą tatę swojej mamy. Swojego dziadka. Siedział tu, nie był wcale do niej podobny, jednak coś w jego oczach przypominało ją. Ten lekki niebieski błysk na szarawych tęczówkach. Mia poczuła jakieś uczucie do tego elfa, coś  mówiło, że jego przybycie zmieni jej życie, ale czy na dobre? Ta lekka nuta niepewności męczyła ją. Jednak teraz chciała dowiedzieć się jak najwięcej, dlatego kiwnęła głową w geście "proszę mów dalej".
Elrond rozumiejąc zaczął ponownie.
- Przyjechałem tutaj z królową elfów Rosalindą i jej synem Legolas'em, gdyż dostaliśmy wiadomość, że zostałaś śmiertelnie ranna i umierasz. Przybyliśmy tu w dwa dni po wezwaniu i pierwsze co usłyszeliśmy to " ona żyje, myśleliśmy, że umiera, ale nie". Było to bardzo dziwne i gdy tylko cię ujrzałem byłem pewien. Moja córka Ellis'a dała ci ten medalion nie na darmo, w środku znajdował się magiczny dar elfów. Nie tylko ziemi, ale również natury i stanu ducha. Ten potężny dar wskrzeszał ze zmarłych, nawracał życie i dawał magiczne moce. Innymi słowy zostawił piętno na twojej duszy. Jesteś naznaczona i nieśmiertelna*.
Te słowa uderzyły w elficzkę jak grom z jasnego nieba, a w jej głowie kłębiły się tysiące pytań.
- Skąd ten dar wziął się w tym medalionie? - zapytała nadal niedowierzając.
- Medalion przekazywany jest od kilku tysięcy lat z pokolenia na pokolenie. Ellis dostała go od swojej mamy, w przed dzień jej ucieczki z twoim tatą, tobie oddała go w dniu swojej śmierci. Ty już nikomu go nie dasz jest twój. Na zawsze. Medalion wybrał ciebie i tylko ty umarłaś przez brutalny cios od wroga. Inni przeżyli swoje lata i odeszli do królestwa białych cieni albo byli za słabi żeby przejąć moc. Magiczny medalion sam wybiera sobie powiernika jego mocy.
- Wybrał mnie - wypowiedziała te słowa ze zdziwieniem - To jest po prostu niemożliwe
- Uwierz mi jest tak naprawdę - powiedział Elrond - Jeśli mi nie wierzysz możesz zapytać królową.
Dziadek Mii wstał i ruszył ku wyjściu.
- Ach byłbym zapomniał twoja przyjaciółka Olivia zostawiła ci nowe ubrania. Strasznie się o ciebie martwiła dlatego posłałem ją aby uszyła coś nowego i proszę już są gotowe. Gdy już się ubierzesz i tak dalej to przyjdź do gabinetu pana Richard'a - dodał wychodząc z pokoju i zostawiając Mię samą.
Elficzka leżąc pod ciepłą kołderką zastanawiała się dlaczego medalion wybrał ją. Nie była wcale jakaś nadzwyczajna, mogła przecież zginąć, nie miała dla kogo żyć lecz teraz prawdopodobnie ma dziadka i może jeszcze jakąś rodzinę o której nic nie wie. Czy jednak będzie miała tyle dobrej woli i sił aby ich poznać? Oni nie przyszli na pogrzeb mamy, gardzili nią i nienawidzili jej ojca. Co więcej mogli znienawidzić ją i tylko udawać, że obchodzi ich Mianella teraz, gdy jest naznaczona i nieśmiertelna. Te wszystkie myśli kłębiły się w głowie Bell nie dając jej spokoju. Cokolwiek zamierzała zrobić zostawiła na późniejszy plan teraz jednak wolała dowiedzieć się więcej i zobaczyć medalion.
Wstała więc z łóżka i czuła w sobie ogromną siłę. Rany, które miała zagoiły się i nie było po nich ani śladu tak więc na twarzy dziewczyny zawitał uśmiech i nowe życie. Podeszła do szafy i otworzyła ją tam jej oczom ukazały się nowe, kolorowe ubrania. Kilka par spódniczek wisiało na wieszakach, wiele różnorodnych bluzek ułożonych było na półkach, spodni nie wiadomo ile i każde inne, a butów co do groma. Mii oczy zaświeciły na ten widok zaczęła przeglądać każdy nowo uszyty strój. Po kilu nastu minutach szperania w szafie w końcu wybrała odpowiedni strój. Była to bladoróżowa bluzeczka z koronką na plecach i biała prosta spódniczka do uda. Elficzka najpierw poszła wziąć prysznic oczywiście nie spotkała nikogo w salonie (było coś około południa). Po rześkiej kąpieli ubrała się, uczesała niesforne blond (jeszcze mokre) loki i pomalowała lekko rzęsy tuszem. Była prawie gotowa wybrała trampki koloru liliowego i wyszła z pokoju.

*

Ciepły wiatr otulał jej gołe ramiona i owiewał delikatną twarz. Czuła się jakby pierwszy raz zaznała prawdziwej rozkoszy. Cieszyła się, że żyje ale nadal nie potrafiła uwierzyć w ten cud. Medalion, który ją wybrał był teraz jej jedynym oczkiem w głowie. Przez całą drogę do gabinetu pana Richard'a myślała tylko o nim. Dziadek wyznał jej coś niecoś, ale Mii to nie wystarczało chciała wiedzieć więcej i wolała mieć medalion przy sobie. Nigdy go nie ściągała i wolałaby aby tak zostało. Kilkanaście minut później stanęła przed dębowymi drzwiami do gabinetu władcy miasta. Nie wahała się ani chwili tylko weszła do pomieszczenia, w którym byli już władcy: Richard i Arthur jej dziadek i dwie nieznane jej postacie. Były to elfy. Jedna z nich piękna pani o jasno -bladych, długich włosach uśmiechnęła się na jej widok i wstała ukazując swoją szczupłą sylwetkę zakrytą jedwabiście, białą suknią zakrywającą stopy. Na szyi elficzki wisiał kryształowy, skręcony wisiorek o świetlistym kolorze. Mianella domyśliła się, że jest to królowa elfów, która przybyła do Vaieres. Obok niej stał młodzieniec o jakże jasnych i długich włosach z pięknymi, błękitnymi oczami. Ubrany był w długi zielonkawy płaszcz spięty pasem przy którym widniał długi, srebrny miecz. Mii wydawał się być dostojnym księciem brakowało mu tylko korony.
- Witaj Mianello - powiedziała jasnowłosa elficzka - Jestem królową elfów, a to mój syn Legolas - tu wskazała na młodego elfa, który kiwną głowa w geście powitania - przybyliśmy tu aby opowiedzieć ci o magicznym medalionie i o zagrożeniu od strony wrogów.
- Jakich wrogów? - przerwała Bell.
- Wilkołaki nasi odwieczni wrogowie, a ten kto cię ugryzł to Ella Moon ich księżniczka. Zabijając cię nie wiedziała, że masz na sobie medalion, a teraz gdy o tym wie będzie chciała odebrać ci tę moc.
- Przecież jestem nieśmiertelna i nie da się jej odebrać, prawda?
- Jest jedna jedyna możliwość odebrać moc może osoba, która zabiła - powiedziała z nutką grozy królowa.
- Spokojnie, nie uda się jej tego zrobić - dodał Legolas podnosząc Mianellę na duchu.
- Jeśli zabiła mnie za pierwszym razem to za drugim też.
- Dlatego będę cię szkolił, abyś umiała się obronić - powiedział syn królowej siadając na jednym ze skórzanych foteli.
- Nie wiem czy to coś da, ale dobrze, zgadzam się.
Legolas uśmiechnął się do niej, a Bell zarumieniła się i odwróciła wzrok.
- A medalion ? Mogę dostać go z powrotem? - spytała.
- Oczywiście, należy do ciebie - odpowiedziała królowa Rosalinda wyciągając ze swojej sukni srebrny medalion i podając go dziewczynie.
- Dziękuje. Znam już jego historię, opowiedział mi ja dziadek wiem, że nigdy się nie otworzył i był dawany z pokolenia na pokolenie.
- Dobrze, możesz już iść lecz pamiętaj dopóki nie będziesz gotowa nie przekroczysz granicy miasta, a na razie przyzwyczaj się do bycia nieśmiertelną.
- Mmmm... niech będzie - zgodziła się elficzka i wyszła z gabinetu.

*

Mianella siedziała patrząc na Błękitną Lagunę obok niej leżała rudowłosa Olivia. Było cicho jak zawsze o tej porze. Mia rozmyślała o swoim nowym życiu, a Olivia o Jackobi'e który był na łowach. Bała się o niego - nie był wyszkolony sam się zgłosił, aby pomścić poległego ojca. Czuła coś do wampira, ale nigdy mu tego nie wyznała bała się, przyjaźń ta była czymś więcej i nie chciała tego popsuć.
- O czym myślisz? - spytała Olivia elficzkę.
- A jak myślisz?
- O nieśmiertelności. Nie bój się nie zostaniesz na tym świecie sama.
- Skąd takie przypuszczenie, że myślę własnie o tym?
- Każdy o tym myśli. Żyjesz całe wieki, a najbliżsi umierają a ty zostajesz sama jak palec. Nawet wampiry po kilku epokach są słabsze i łatwiej je zabić więc ...
- Ach dziękuje ci za to pocieszenie - zaśmiała się Mia - Ciągle się zastanawiam czemu wybrał mnie - mówiąc to złapała za wisiorek - Czy naprawdę jestem nadzwyczajna lub ważniejsza od innych elfów?
- No wiesz ... pojęcia nie mam, ale jedno jest pewne wolę jak jesteś tu przy mnie - powiedziała podnosząc się i przytulając przyjaciółkę.
Dziewczyny siedziały tak patrząc na Błękitną Lagunę, gdy nagle ktoś oplótł je twardymi, długimi ramionami.
- Jak leci?
- Jackob ... hej jak tam było na łowach? - spytała uradowana Olivia.
- Ciężko, dużo wilkołaków szły prosto na miasto ... była wśród nich Ella Moon.
- Szukała mnie, prawda? - spytała zdenerwowana Mia.
- Niestety tak, ale Alex walczył z nią zacięcie i poranił jej stopy. Uciekła razem z watahą
- Och nie wspominaj mi o nim - powiedziała Mia krzywiąc usta.
- Nie rób tak ... - skarciła ją przyjaciółka uderzając w ramię.
- Oj nie czepiaj się Mii - wtrącił Jackob - Nie wiem jak wy, ale ja głodny jestem?
- Tak mnie zapraszasz na kolację? - oburzyła się wampirzyca.
- No wiesz Jackob nie potrafi być bardziej romantyczny - zaśmiała się elficzka wstają - Na mnie już pora. Zostawiam was moje gołąbeczki, ach z tego wszystkiego zapomniałam wam podziękować za szafę pięknych ubrań - dodała.
- Nie ma za co, przynajmniej dobrze wyglądasz - powiedział Jackob puszczając jej oczko, na co Olivia szturchnęła go w ramię - No co? - spytał ze śmiechem.
- To ja już pójdę, smacznego - powiedziała Bell zostawiając wampirów razem.
Bell wróciła do kwatery elfów ziemi. W salonie nie było nikogo więc udała się do swojego pokoju. Na korytarzu było ciemno- tylko nikłe światełko wydobywało się z pod jednych drzwi. Te pomieszczenie zawsze był puste - pomyślała Mia. Podeszła do drzwi i pchnęła je lekko - bijące światełko natężyło się i ukazało obszerne pomieszczenie. Kolor ścian był lekko zielonkawy, a skrzypiąca podłoga dębowa - właśnie ten dźwięk rozszedł się po całym pokoju. Mia zlękła się, ale weszła do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Wielkie królewskie łoże stało na środku przy oknie stała tyłem wysoka, smukła postać. Mia chciała się cofnąć lecz usłyszała:
- Zostań - był to głos Legolas'a - Miło mi, że przyszłaś.
- Yyyy ... to twój pokoju? Jesteś elfem ziemi? - spytała zmieszana Bell.
- Tak - powiedział odwracając się w jej stronę. W tej chwili światło padło prosto na jego twarz, błękitne oczy zabłysł, a Mianelli wydały się jak dwa śliczne szafiry.
- Kiedy zaczniemy szkolenie? - spytała nie mogąc oderwać wzroku od tych przyciągających oczu.
- Możemy jutro około południa - odpowiedział siadając na łóżku - Ale najpierw chciałbym się o tobie czegoś dowiedzieć. Chociaż i tak wiem dużo to nic nie szkodzi, by wiedzieć więcej - dodał ze słodkim uśmiechem.
- A co byś chciał wiedzieć?
- Czemu tu weszłaś? Ile potrafisz wytrzymać wyciskając siódme poty i jak się czujesz być nieśmiertelną ?
- Byłam ... po prostu ciekawa - odparła miętoląc kawałek bluzki.
- No to już coś więcej wiem - zaśmiał się poprawiając płaszcz - A jak długo wytrzymasz na treningu?
- Mmm długo - zrobiła przerwę i podeszła do okna - Nieśmiertelności trochę się boję.
- Moja babcia mi zawsze powtarzała, że trzeba umrzeć, aby zacząć żyć w pełni - powiedział przyglądając się leżącej obok niego srebrnej strzale.
- Ale to się chyba tycz krainy białych cieni - spostrzegła elficzka.
- Tak, ale to jest odpowiedź na twój problem - rzekł Legolas wkładając strzałę do kołczanu.
_________________________________________________________________________________

*nieśmiertelność nie istnieje u elfów. Elfy żyją 2000 lat po czym odchodząc do krainy białych cieni. Medalion to u elfów jedyna moc, która daje życie na wieki.
__________________________________________________________________________________
Witajcie ! Przepraszam za zwłokę, ale nie miałam weny. Tyle miałam wolnego i nic. Wiem, że ten rozdział jest nudny, ale z niego dowiedzieliście się coś niecoś o medalionie. Proszę o wasze opinie! Chcę wiedzieć czy to pisanie ma jakiś sens. A jeśli zobaczycie jakiś błąd napiszcie w komentarzu, bo mogłam niektórych nie zauważyć. Do następnego rozdziału ;)
KittyKat