środa, 31 grudnia 2014

Rozdział pierwszy: Pierwsze spotkanie ...

Podroż do miasta wampirów trwała niecałe 5 godzin i dla Mii minęła jak z bicza strzelił. Podczas jazdy słuchała jak jej tata opowiadał jak poznał jej mamę i jak próbował ją poderwać.
- Była taka piękna - wspominał z łezką w oku - W życiu zawsze chodziła swoimi ścieżkami i zawsze w taki pięknych sukniach (mama Mianelli była z rodu królewskich elfów ziemi, mieszkała w pięknym dworku we własnym lesie, ale dla miłości zostawiła bogactwo i zamieszkała w małej wsi). Pamiętam jak raz upuściła książki w szkole i pomogłem jej je podnieść w tedy nasze oczy (jej te pięknie błękitne i moje zwykłe szare) się spotkał. - mówił z uśmiechem na twarzy, prowadząc konie - To była ta jedyna i od tamtego momentu spotykałem się z nią niestety po kryjomu, ale Ellis odeszła od swojej rodowej rodziny i uciekła ze mną do Heleser i tak już do końca. - skończył i przez jakiś czas dzieliła ich martwa cisza, którą przerwała Mia:
- Czy rodzice mamy byli na jej pogrzebie?
- Chyba tak, szli na końcu karawany - odpowiedział ze smutkiem -Wiem, że nienawidzili mnie za to, że ona nie żyła.
- Raczej nas - odparła Mia wbijając wzrok w trampki.
Jack nic nie powiedział, jego córka miała racje rodzina Ellis nienawidziła ich. Jego za to, że ją poślubił i założył rodzinę, a Mianellę za to, że jej mama wydała ją na świat ze świadomością śmierci. Dlatego też na pogrzebie byli tylko rodzice Ellis i jej młodszy brat. Nikogo więcej chociaż był to dziwne ponieważ elfy kochały się nad życie. Jackowi zawsze wydawało się, że rodzina jego zmarłej żony wcale nie zapomniała (córki, siostry) i nadal ją kocha, ale bał się wraz z Mią pojechać do nich w odwiedziny.
- Czy to Vaieres? - spytała już weselsza Mianella na widok wysokich murów obronnych.
- Tak. To tutaj - odpowiedział łapiąc córkę za rękę - Zostaniesz tutaj kilka miesięcy - powiedział ze łzami w oczach.
- Miesięcy? - zdziwiona nie mogła już nic powiedzieć tylko zaczęła płakać. Była dziewczyną, która nie boi się łez i uczuć, ale świadomość, że na kilka miesięcy nie zobaczy taty była dla niej jak grom z jasnego nieba.
- Łowcy muszą się szkolić - odpowiedział całując ją w czoło - Jesteś taka piękna jak mama. Kocham cię. Pamiętaj cokolwiek by się stało nie wracaj do Heleser - powiedział patrząc w jej błękitne, pełne łez oczy.
- Dla...aczego? - pytała przez łzy.
- Dowiesz się w swoim czasie - stanął powozem przed wielkim kamiennym, czarnym murem - Nie zgub medalionu od mamy on ci pomoże. - powiedział wysiadając z wozu i kierując się do bramy.
Mia cała roztrzęsiona zsiadła z siedzenia i poszła w stronę ojca. Ciągle w głowie słyszała jego słowa "nie wracaj do Heleser". Dlaczego nie miała by wrócić? Co się stanie? W czym pomorze jej medalion? Nigdy nie mogła go otworzyć to niby jak to się uda? Wszystkie pytania cisnęły się na jej usta, wszystkie żądały odpowiedzi, niestety gardło miała ściśnięte jakby ktoś zatkał je watą. Przystając przy bramie złapała tatę za rękę i mocno ją ścisnęła  dodając sobie odwagi i myśląc, że wszystko będzie dobrze. Za nim brama została otwarta Jack ostatni raz przytulił córkę szepcząc jej "Kocham cię". Brama otworzyła się, a w niej stanął wysoki, szczupły mężczyzna, blady jak kreda, krótko ostrzyżony roztwierając swoje ramiona w stronę Jacka.
- Witaj przyjacielu -  powiedział ściskając pana Bell'a.
- Witaj Richard - odpowiedział odwzajemniając uścisk.
- Jak droga były jakieś nieprzyjemności? - zapytał spoglądając na Mię.
- Wszystko w porządku - odparł z uśmiechem Jack - A to Mianella moja córka.
- Miło mi cie poznać. Jestem Richard Weyland jeden z władców miasta Vaieres i łowca. - powiedział unosząc rękę do powitania Mia odwzajemniła się uśmiechem - Wiele o tobie słyszałem i muszę przyznać twój tata nie kłamał jesteś oszałamiająco piękna.
Dziewczyna zarumieniła się na twarzy i ścisnęła dłoń łowcy. Od razu poczuła dreszcz (Richard miał bardzo zimne dłonie no,ale była to jedna z wielu cech wampira).
- Wiem, zimne prawda? No, ale przyzwyczajaj się - powiedział ze śmiechem.
- Przyjadę za parę tygodni - wytrącił się Jack do córki - Będę tęsknił, ucz się i bądź grzeczna.
- Tato - zaczęła, ze łzami - Kocham cię - powiedziała przytulając się do twardego, torsu ojca.
Pan Jack pocałował córkę w czoło i odklejając się od niej poszedł w stronę wozu, przyniósł Mii plecak i ostatecznie zostawił ją w Vaieres wśród wampirów. Siadając w wozie pomachał w jej stronę i szarpnął lejce, konie zarżały i pomknęły drogą w przeciwną stronę. Mia machając uspokoiła się trochę i zwróciła się do Richard'a:
- Co teraz?
- Wdrążymy cię, nauczymy walki i wile innych - powiedział obejmując ją ramieniem i prowadząc do wnętrza miasta. Mur był tak wysoki, że nie było widać co znajduje się w środku teraz jednak Mia widziała wszystko: niskie szaro- czarne budynki stały w czterech równych rzędach, było ich sporo gdy stało się po między jednym rzędem, a drugim była pusta przestrzeń wyłożona kamieniem. Było czysto i pusto. Gdzie nie gdzie stały wysokie, srebrne lampy w murach były małe otworki (zapewne do ostrzeliwania wroga) wszystko było takie inne (miasta elfów był kolorowe i jasne) tutaj chociaż, że był dzień było ciemno i ciężko. Mia wiedziała, że długo będzie musiała się przyzwyczaić do nowego otoczenia, ale to była pestka w porównaniu do tego, że nie ma jej taty. Jeszcze nie rozstawała się z nim na tak długo, co prawda ma 15 lat i jest nastolatką, ale ma w sobie coś z bezbronnego dziecka.
- Na początek musisz zmienić strój - powiedział wskazując na jej sukienkę - tutaj dziewczyny noszą spodnie.
- Okey - odparła z uśmiechem. Zawsze chciała się pozbyć tych kiecek, ale elficzką nie przystało.
- To mi się podoba - odparł przeczesując ręką kruczoczarne włosy.
Mia uśmiechnęła się i poszła za nim do jednego z budynków. Na zewnątrz był on skromny, ale gdy Mianella weszła do środka zatkało ją. Granatowe ściany zdobione srebrnymi paskami rzucały się w oczy, piękne granitowe rzeźby stojące po środku pomieszczenia mieniły się w świetle jasnych lamp - zapierając dech w piersi. Sofy z czarnej skóry stały przy lewej ścianie obok wielkiego okrągłego blatu (coś w rodzaju recepcji) przy której siedziały na wysokich ciemnych stołkach dwie kobiety (około 20lat, ale jako wampiry o wiele starsze). Jedna z nich miała ciemne, długie, kręcone włosy i mocno czerwone usta zresztą oczy też świeciły się szkarłatem, druga zaś była ruda i piegowata, a gruby warkocz spleciony miała na prawym ramieniu, oczy jednak były niebieskie (może nie była wampirem - pomyślała sobie Mia patrząc na dziewczynę).
- Kesera - powiedziała rudowłosa
- Kesera deno - odpowiedział łowca - Po wampirzemu "witajcie dziewczynki" - wytłumaczył Mii.
- Cześć - powiedziała ruda wampirzyca podchodząc do zdziwionej elficzki - Jestem Olivia tutejsza krawcowa - to ostatnie powiedział ze śmiechem.
 - Hej, jestem Mia - powiedział z uśmiechem.
- Miło mi cię poznać, to jest Veronic - odpowiedziała wskazując na ciemnowłosą
- Witaj - odpowiedział doniosłym, oschłym tonem, Mię przeszedł dreszcz - Nowa. - stwierdziła z odrazą i przeszyła Mianellę wzrokiem.
- Tak. Olivio zajmij się jej strojem, a Veronico chodź ze mną - powiedział udając się w stronę drzwi.
Wampirzyca podążyła za nim, a Mia została z Olivią.
- I jak ci się podoba w naszym mieście?- zapytała idąc w kierunku drzwi obok recepcji.
- Jest dobrze - odparła idąc za rudowłosą. Po przejściu przez próg Mię zatkało. Przed nią było pełno  ubrań, butów i dodatków. Wielkie pomieszczenie mieściło 8 otwartych szaf, 5 wieszaków i 4 regały oraz 2 manekiny. Ubrania były ciemne, ale tak śliczne i nowoczesne (elfy nie znały się na nowościach, ciuchy mieli starodawne), że Mia czuła się jak w niebie. Dodatkowo zachwycały ją ściany pokryte fioletowym, grubym dywanem i kryształowe żyrandole wiszące na suficie, wszystko urządzone ze smakiem.
- Zdziwiona? - zapytała Olivia grzebiąc w jednej z szaf.
- Bardzo, czy ty szyjesz te prześliczne ciuchy? - zapytała zachwycona.
- Tak ja i Veronica jesteśmy projektantkami mody, mamy też pomocnika Jackob'a niestety jest też łowcą i wyruszył na dwudniowe polowania.- powiedział z odczuwającym smutkiem.
Mia nie chciał wtrącać się w nie swoje sprawy wiec zmieniła temat.
- Jesteś wampirem? - zapytała lekko się rumieniąc
- Haha zawsze nowi mnie o to pytają  - zaczęła ze śmiechem - Tak, ale to że nie mam czerwonych oczu oznacza iż jestem wegetarianką - widząc zdziwioną minę Mii, Olivia zaczęła tłumaczyć - Wampir nie pijący krwi ludzi lecz zwierząt. Dzięki ludzkiej krwi masz czerwone oczy.
- Aha - wzdrygła się na samą myśl o krwi - ale ludzie nie istnieją - powiedziała zbita z tropu.
- Wy elfy tak sadzicie, ale ludzie żyją poza granicami za BŁĘKITNĄ LAGUNĄ - odparła
- Naprawdę?
- No tak łowcy jeżdżą tam co kilka tygodni, inaczej wampiry nie mogły by żyć- powiedział wracając do szukania ubrań.
-  Łowcy? - zdziwiona zaczęła myśleć o tacie - Czy Jack Bell też brał udział w wyprawach? - spytała
- Pan Jack - wyciągnęła głowę z szafy - no oczywiście, on jest na każdej wyprawie i zawsze musza leczyć mu rany po starciu ze złem - powiedziała z podziwem - A czemu pytasz o niego?
- To mój tata - powiedziała ze strachem o ranach.
- Naprawdę? To każdy będzie cię podziwiał.
- Dlaczego?
- Twój tata to najlepszy łowca elficki znany w Vaieres. Każdy chciałby mieć z nim szkolenie i chodzić na wyprawy - powiedział ocierając kusz z czoła - nikt tu nie sprząta - powiedziała ze śmiechem - no ale nie ważne znalazłam coś w sam raz dla ciebie - pokazała i rzuciła w stronę zszokowanej Mianelli. Ta jednak złapała czarną bluzkę na ramiączkach i czarne obcisłe spodnie. Obejrzała każdą z rzeczy i z uśmiechem wyznała:
- Są super, gdzie mogę ...?- Nie zdążyła dokończyć bo Olivia już wskazała jej czarno fioletowy parawan. Mia poszła zmienić strój, a wampirzyca w tym czasie szukała butów (są one podstawą   dobrego polowania):
- I jak leżą? - spytała z ciekawością rudowłosa.
-Jak ulał - zaśmiała się dziewczynka wychodząc za parawanu. Była boso, ale wcale jej to nie przeszkadzało, ponieważ dywan który był na ścianie, znajdował się też na podłodze  i gilgotał ją w stopy.
- Ale laska, masz super figurę, uważaj tylko na "głodnych wampirków" - zaśmiała się Olivia podnosząc rudą brew.
- Dzięki
- Dobra widziałam, że pod tą starożytna sukienką miałaś trampki. Właściwie skąd je wzięłaś? - spytała
- Tata mi je dał na urodziny. Czy to wyrób wampirów?
- Ludzi. No ale nie ważne, masz tu lepsze "Air max" czyli buty sportowe. Fioletowo czarne pasują co nie?
- Są super - cała w skowronkach wzięła buty i włożyła je - Jakie wygodne.
- Przyda się jeszcze mmm... sweterek taki długi. Tylko gdzie on .... a tak na tym regale - wskazując na ciemne półki poszła i wyciągnęła poskładany w kosteczkę wełniany, ciemno-fioletowy kardigan - trzymaj.
Mia nałożyła długi do kolan zapinany na dwa guziki sweter z kapturem i podeszła do dużego lustra. Obróciła się dookoła i z uśmiechem powiedziała:
- Nowy styl, nowe życie.
- Nowa ty - dodała Olivia podchodząc do elficzki z czarnym pudelkiem.
- Co tam masz? - spytała z ciekawością.
- Wydaje mi się, że ci się spodoba - uznała stawiając pudełko na stoliku - siadaj i zamknij oczy - rozkazała, a Mia od razu się posłuchała. Olivia z uśmiechem zaczęła malować oczy Mianelli. Najpierw fioletowym cieniem  potem srebrnym na górnych partiach powiek. Na końcu poprawiła rzęsy Mii czarnym tuszem pogrubiając grubiej wachlarz włosków oczu.
- Gotowe!
Mia otworzyła oczy i zachwytem przyjżała się swojemu cudownemu odbiciu w lustrze. Teraz jej  oczy był umalowane i podkreślały ten błękitny kolor soczewek. Dziewczyna z radością rzuciła się na szyję wampirzycy. Ta odwzajemniła się tym samym dodając " wyglądasz bosko".
- Dziękuje - wyznała Mia.
- Nie ma za co, w końcu to moja praca. No, ale czekają na ciebie. Musimy iść.
Dziewczyny ruszyły w stronę drzwi, przeszły wspaniałe wnętrze budynku i znalazły się na chłodnawym, letnim dworze. Metamorfoza Mii trwała dosyć długo i zbliżał się wieczór. Wampirzyca szła w stronę trzeciego rzędu budynków, elficzka podążała za nią mając nadzieję iż nie zgubi się w ciemnym mieście. Co jakiś czas drogę oświetlały srebrne lampy dające nikłe (ale chociaż tyle) światło. Uwagę Mianelli przykuł piękny, okrągły jak piłeczka księżyc, mieniący się na kolor złoty, a nie srebrzysty, wampirzyca wiedząc, że "nowa" przygląda się dziwnemu zjawisku  powiedziała:
- Jest taki, ponieważ dziś dołączy do wampirów nowy członek łowców - posłała jej przy tym znaczące spojrzenie - Ty jesteś elfem, złoto to wasz kolor.
- Naprawdę, dla mnie tak świeci? - Mia była oczarowana ta wiadomością.
- Tak, wypalą ci złoty znak na szyj - powiedziała skręcając w lewo - Spoko nie będzie bolało.
- Jak znak, po co? - dziewczynce serce podeszło do gardła. Bała się i nie potrafiła tego ukryć
- Każdy łowca ma znak na szyj. Wampiry srebrny, a elfy złoty jeśli będziesz do mieć zostaniesz łowcą na zawsze.
Słowa " na zawsze" utknęły w pamięci Mianelli. Bała się wypalania, łowów nie chciała tego. Dlaczego tata ją tu sprowadził? Dlaczego ją tu zostawił? I czemu nic nie powiedział o ludziach? Zawsze na pytanie " czy istnieją ludzie?" mówił " to tylko bajki moja droga, nie ma ludzi na świecie". Dlaczego ją okłamywał?
- Jesteśmy na miejscu - wyrwał ją od zamyśleń głos Olivii - Nie garb się, głowa do góry, będzie dobrze! - pocieszała ją wampirzyca klepiąc po plecach.
Mia nabrała powietrza nosem i wypuściła ustami, aby się uspokoić i nawet to pomogło, ale nie na długo. Weszła właśnie do budynku i jej oczom ukazało się około 20 postaci -wampirów. Wszyscy mieli czerwone oczy (pili krew ludzi) i ostre jak brzytwa dwa kły. Ukazywali je w wielkim uśmiechu patrząc na "nowo" przybyłą elficzkę niedługo łowcę. Czerwone oczy nie odstępowały Mii na krok podążały cięgle za nią, dopóki dziewczyna nie zniknęła za potężnymi, złotymi drzwiami. Miejsce w którym się znajdowała było jak potężna arena -środek pusty, boki zapełnione krwiożerczymi bestiami. Wszyscy zwrócili uwagę tylko na nią ( jakby była jedzeniem, które trzeba upolować i zjeść) Mia przełknęła ciężko ślinę i sztywnym krokiem wyszła na środek sali. Nagle znikąd po jej bokach pojawiły się dwie szczupłe postacie w czarnych pelerynach z kapturami na głowie. Mianelli serce zaczęło przyśpieszać, a ręce zaczęły się pocić. Strach to teraz czuła - pustka w głowie i potężny strach. Ze złotych wrót wyszli trzej wysocy, umięśnieni mężczyźni - jeden to Richard. Dziewczyna widząc znajomą twarz uspokoiła się i powracał do normalnego stanu. Mężczyźni, a raczej wampiry z szybkością pojawiły się przy niej ukazując białe kły.
- Witaj w Vaieres - powiedział jeden z trzech. Był lekko przygruby, ale i tak wysportowany, a jego siwe włosy wyglądały jak mały meszek. Miał lekki zarost i szkarłatne oczy, a cerę bladą jak ściana. Na jego łańcuszku wisiał  "dziwny" znak, taki sam który był na jego szyj. Znak, który niebawem będzie mieć Mia i znak jak sobie teraz uświadomiła widniał u jej ojca. Tajemniczy mężczyzna był łowcą.
- Jestem władcą tego miasta zwą mnie Arthur miło mi cię poznać.
- Mi też jest miło - wydukała siląc się na uśmiech Mia.
- To jest mój syn - zaczął Richard wskazując na młodego. przystojnego i szczupłego młodzięca. Miał kruczoczarne włosy jak jego ojciec i wydatne kości policzkowe, na szyj znak łowcy, a uśmiech taki uroczy, że Mianella zarumieniła się na jego widok.
- Alexander Weyland, miło mi - powiedział ukazując śnieżnobiałe zęby.
- Tak więc jesteś tu po to by ...
- By wypalono mi znak na szyj - dokończyła za niego Mia.
- Właśnie, widzę, że ktoś - mając na myśli "ktoś" Arthur spojrzał na Olivie - ci o tym wspomniał.
- A czy coś w tym złego? - zapytała zdziwiona.
- Będziesz się bała - stwierdził Alexander.
- Wcale nie - kłamała Mianella - Co to takiego wypalanie?
- Wy elfy nie potraficie kłamać - powiedział z kpiną syn Richarda - Wypalanie to przystawienie do gardła gorącego pistoletu i wstrzyknięcie złota - uświadomił ją siadając na jednym z przyniesionych przez służbę krzeseł.
- Niby skąd wiesz, że kłamię? - spytała krzyżując ręce na piersi.
- Uszy ci się trzęsą po tymi bujnymi lokami, my wampiry to widzimy - stwierdził z rozbawieniem.
Mia zarumieniła się na policzkach i opuściła ręce na boki dając do zrozumienia Alexandrowi, że się poddała i się boi.
- Dobrze usiądź tutaj - wskazał Richard wielkie złote krzesło na środku sali - A ja wypalę ci znak.
Mianella z drżeniem usiadła, a jej serce zaczęło łomotać o klatkę piersiową. Strach wziął w górę - ręce zaczęły się pocić, migotały jej przed oczami plamki i miała ochotę zwymiotować. Richard podszedł do niej z pistoletem, odsłonił włosy lewego ramienia:
- Poczujesz lekkie gorąco - szepnął przystawiając pistolet do szyj i strzelił.
Mia poczuła nie "lekkie gorąco" lecz palące piekło. Szyja bolała ją od uderzenia, a ból rozchodził się po ciele i palił ją od środka. To nie było miłe, ale strasznie bolało. Mia z trudem powstrzymywała łzy, nie chciała dać Alexandrowi tej satysfakcji. Miała zamknięte oczy i zaciśnięte usta, aby nie krzyknąć.
- Po wszystkim - powiedział łowca - Teraz jesteś jedną z nas.
- Jeszcze szkolenie - wtrącił się Alexander.
Dziewczyna otworzyła oczy, a przed nią stał młody Weyland i patrzył na nią tymi pięknymi, wściekle czerwonymi oczami. Było w nich coś co Bell pokochała.
- Będę twoim nauczycielem - powiedział twardo krzyżując ręce na piersi - Szkolenie podstawowe zaczynasz za pół godziny w budynku B rząd 4 - powiedział i skierował się ku wyjściu.
- Tak więc witamy nowego łowce! - krzyknął na całą arenę władca miasta.
Wampiry zaczęły klaskać, krzyczeć, pogwizdywać z radości, serce Mii doszło już do normalnego stanu. Własnie teraz zaczęło się jej nowe życie pośród tych krwiożerczych istot - pomyślała i uśmiechnęła się wstając z krzesła.
_________________________________________________________________________________
Hej! Oto pierwszy rozdział. Podoba się? Proszę o komentarze! Nawet te krytyczne :) Nie wiem czy mam dalej pisać, dlatego czekam na (nawet z anonima) komy.
Miłego, zakręconego i czadowego sylwestra i szczęśliwego nowego roku 2015!!!
 ps. Sorki za błędy. Szybko pisałam :)                                                    KittyKat